Umowa, która przyjmie nazwę Traktatu Kwirynalskiego od siedziby premierów Włoch, a przedtem papieży i królów, była już gotowa w 2017 r. Do jej zawarcia jednak nie doszło, bo miejsce lewicowego rządu Paolo Gentiloniego zajęła populistyczna koalicja Ligi i Ruchu Pięciu Gwiazd. Przedstawiciel tej ostatniej i szef MSZ Luigi di Maio pojechał wówczas do Paryża na spotkanie z walczącymi z Macronem „żółtymi kamizelkami", a lider Ligi Matteo Salvini wezwał francuskiego prezydenta do dymisji. Pałac Elizejski zdecydował się wówczas na bezprecedensowy od 1945 r. gest protestu: wezwał swojego ambasadora na konsultacje do Paryża.
Teraz konstelacja polityczna w obu krajach układa się znacznie lepiej: Macron znalazł w Mario Draghim, premierze i byłym prezesie Europejskiego Banku Centralnego (EBC), doskonałego partnera w ramach Unii. Obu łączy dążenie do przeciwdziałania polityce surowych oszczędności, jaką może próbować nowy rząd niemiecki i jego minister finansów Christian Lindner.
Obaj stają też wobec groźby utraty władzy na rzecz prawicowych populistów. Macron, bo w drugiej turze wyborów prezydenckich w maju czeka go wyrównana walka z liderką Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen; Draghi, bo sam stoi na czele chwiejnej koalicji, której rozpad, jeśli wierzyć sondażom, doprowadziłby do przejęcia władzy przez Ligę i Braci Włochów.
Czytaj więcej
Odejście Angeli Merkel po 16 latach sprawowania urzędu kanclerskiego tworzy w Unii próżnię przywództwa. Chętnie wypełniliby ją politycy z południa Europy.
Na zawarcie porozumienia czasu nie ma zresztą dużo. W styczniu odchodzi prezydent Włoch Sergio Mattarella, co może uruchomić walkę o władzę w Rzymie. We Francji kampania wyborcza zaraz wejdzie w decydującą fazę.