Jeśli chodzi o obronę przed atakiem słownym, polskie prawo zapewnia szeroką (art. 24 kodeksu cywilnego oraz 212 kodeksu karnego), jeśli nie nadmierną, ochronę. Jednak to przede wszystkim Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu (którego wyroki wiążą także Polskę) określa na podstawie konkretnych precedensów, kiedy i gdzie kończy się wolność słowa gwarantowana przez art. 10 europejskiej konwencji praw człowieka i podstawowych wolności.
Normując granice swobody wypowiedzi na kontynencie europejskim Trybunał zazwyczaj jest bardziej liberalny niż sądy krajowe. Od z górą 30 lat, od sprawy Handyside przeciwko Wielkiej Brytanii (1976), Trybunał bierze w ochronę także wypowiedzi szokujące. Według niego polityk musi być przygotowany na większą krytykę niż zwykły obywatel. W przeszłości Trybunał zezwalał na nazwanie polityka „idiotą”, „bufonem” i „groteskową figurą”.
Podstawą do takiej filozofii orzekania przez Trybunał było równoczesne założenie, że wybranemu reprezentantowi społeczeństwa wolno powiedzieć więcej niż innym, co miało kompensować narażenie go na większą krytykę. Należy też zauważyć, że o polityku nie można powiedzieć wszystkiego. W niedawno zakończonej sprawie Lindon i inni przeciwko Francji (2007) Trybunał uznał za słuszne ukaranie pisarza, który w na poły fikcyjnej książce nazwał kontrowersyjnego polityka Jean-Marie Le Pena „wampirem żywiącym się krwią elektoratu”. Sędziowie ze Strasburga zaznaczyli w wyroku, że nawet polityk zasługuje na obronę dobrego imienia.
W świetle powyższego spór między dwoma politykami z perspektywy orzecznictwa Trybunału to arcyciekawe zagadnienie prawne. Mamy wówczas bowiem do czynienia z konfliktem dwóch praw chronionych przez konwencję: wolności słowa (art. 10) i poszanowania prywatności (art. 8). W dodatku sytuacja komplikuje się, gdyż uczestniczą w sporze podmioty, które mają prawo do większej niż przeciętna swobody wypowiedzi. Czy zatem możliwe jest sprawiedliwe wyznaczenie w takim przypadku granic swobody wypowiedzi na gruncie orzecznictwa strasburskiego?
Wydaje się, że tak. Jeśli nawet nie można dokładnie wskazać, kiedy polityka za obrazę innego polityka można skazać, można przynajmniej określić, kiedy skazywać się go nie powinno. Istnieją dwie okoliczności, które należy uwzględnić. Po pierwsze: to, czy osoba wypowiadająca zarzuty miała do tego podstawy (coś, co potocznie nazywamy racją moralną). W sprawie Brasilier przeciwko Francji (2006) Trybunał uwolnił skarżącego od zarzutów zniesławienia rywala do fotela mera, ponieważ istotnie, podczas wyborów (co głosił powód Brasilier) doszło w urzędzie nadzorowanym przez konkurenta do nadużyć wyborczych. Podobnie w sprawie Malisiewicz Gąsior przeciwko Polsce (2006) Trybunał uznał, że powódka miała prawo oskarżać oponenta, byłego marszałka Sejmu, o nadużycie stanowiska. Jej rozgoryczenie, zdaniem Trybunału wynikające z niesprawiedliwego potraktowania jej przez prokuraturę, usprawiedliwiało ostrość użytych przez nią słów.