Do TK wpłynęła skarga osoby, która poczuła się dotknięta niepochlebnymi wpisami internautów pod artykułem opublikowanym na portalu internetowym. Wcześniej jednak wystąpiła do wydawcy wersji internetowej gazety z żądaniem usunięcia komentarzy oraz opublikowania przeprosin. Chciała także zadośćuczynienia pieniężnego za naruszenie dóbr osobistych.

Zarówno Sąd Okręgowy, jak i Apelacyjny oddaliły powództwo. Powodu swojej porażki skarżący upatruje w art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Jego zdaniem przyjęta w orzecznictwie sądowym wykładnia tego przepisu zwalnia wydawców prasy elektronicznej od odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych, do których doszło w komentarzach internautów, z wyjątkiem sytuacji, gdy pokrzywdzony wykaże, że wydawca wiedział o bezprawnym charakterze komentarza.

Czy wydawca portalu ma odpowiadać za wpisy, o których jeszcze nie wie?

Taka wykładnia przepisu – według skarżącego – uniemożliwiła mu dochodzenie swoich racji z tytułu naruszenia dóbr osobistych. Tym samym ogranicza zagwarantowanie w konstytucji prawo do poszanowania życia prywatnego, czci i godności (art. 47). Taka interpretacja przepisu pozwala na funkcjonowanie w Internecie obraźliwych komentarzy do czasu, aż wydawca dowie się o tym. Dopiero wtedy powstaje odpowiedzialność gazety elektronicznej z art. 24 kodeksu cywilnego, tj. o naruszenie dóbr osobistych. Wprawdzie inne przepisy konstytucji pozwalają na wprowadzenie ograniczeń w zakresie ochrony dóbr osobistych, muszą być jednak spełnione przesłanki z art. 31 konstytucji. Ograniczenie to powinno więc być związane z bezpieczeństwem państwa lub porządku publicznego. Trudno uznać, że w tym wypadku zaistniały te okoliczności.

Sprawa jest o tyle ważna, że w ostatni czwartek Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekał w podobnej sprawie portalu z Estonii. Według sądu portal nie zadbał wystarczająco o ochronę dobrego imienia krytykowanej spółki.