Co dało odkrycie grup krwi?

- Na mocy doświadczenia własnego, odnosi się przy stosowaniu przetoczenia nieraz wrażenie cudownego, czarodziejskiego aktu. Kto widział ofiary wyrwane śmierci, ten nie ustanie w pracy, by umożliwić przetoczenie krwi większym masom ludności – pisał Ludwik Hirszfeld w wydanej w 1934 r. książce „Grupy krwi”. I choć brzmi to pięknie, to jednak przez wiele stuleci transfuzja krwi częściej okazywała się dla pacjentów zabójcza niż zbawienna.

Aktualizacja: 20.07.2020 19:42 Publikacja: 20.07.2020 18:20

W każdym przypadku niezbędne jest stosowanie krwi zgodnej grupowo u dawcy i u biorcy.

W każdym przypadku niezbędne jest stosowanie krwi zgodnej grupowo u dawcy i u biorcy.

Foto: shutterstock

Gdyby spojrzeć na liczne odwołania do zabiegów transfuzji w historii i literaturze, można by dojść do wniosku, że ludzkość niemal intuicyjnie kierowała się w ich stronę. Opisy działań, które można uznać za przetaczanie krwi, pojawiają się już w „Metamorfozach" Owidiusza. Poemat epicki, nad którym prace autor ukończył w 8 roku naszej ery, opisuje m.in. historię Medei, czarodziejki z Kolchidy. Miała ona przetoczyć krew staremu Anchizesowi, by wrócić mu młodość, a ojcu Jazona – Ezonowi – wlać w żyły szyjne wywar z ziół. Wierzono, że krew może zdziałać cuda, nie tylko na skutek transfuzji. Kąpiele we krwi czy wypijanie krwi miało również działać leczniczo, zapewniać długowieczność, przywracać młodość.

XIX-wieczny włoski historyk Pasquale Villari twierdził, że transfuzję krwi przeprowadzono nawet u samego Innocentego XVIII – tego samego, który jako pierwszy w historii papież nie krył się z dwójką swoich dzieci spłodzonych jeszcze przed duchowym nawróceniem. Transfuzja ta miała mieć miejsce przed papieską śmiercią w kwietniu 1492 r., choć zdaniem innych historyków nie potwierdzają takiej tezy Villariego żadne solidne źródła historyczne.

Pierwszy pacjent

Nie ma natomiast wątpliwości, że pierwszym pacjentem, którego przypadek został udokumentowany i któremu transfuzja krwi pomogła w powrocie do zdrowia, był 15-letni chłopiec narodowości francuskiej. Zabieg przetoczenia krwi wykonał mu Jean Baptiste Denis, nadworny lekarz słynnego Króla Słońce, władającego Francją Ludwika XIV. Chłopiec, cierpiący na wysoką gorączkę, miał otrzymać ok. 300 ml krwi jagnięcej i transfuzję przeżył. Podobny zabieg Baptiste wykonał potem u jednego z królewskich robotników, co również zakończyło się sukcesem. Francuski medyk prawdopodobnie nie miał o tym pojęcia, ale współcześni naukowcy są zdania, że w obu przypadkach do szczęśliwego zakończenia przyczyniła się przede wszystkim niewielka dawka podanej pacjentom krwi. Dzięki temu ich organizmy wytrzymały reakcję alergiczną, jaka mogła wystąpić wskutek połączenia krwi jagnięcia z ludzką.

Sukces był zatem przypadkowy, ale jednak spektakularny i niezwykle istotny zważywszy na fakt, że w drugiej połowie XVII wieku wielu badaczy podejmowało się prób przetaczania ludziom krwi zwierzęcej. Zwykle dawcami były jagnięta, cielęta i... psy. I zwykle zabiegi te kończyły się śmiercią biorców. Prowadzące do zgonu chorego powikłania zdarzały się aż w 70 proc. transfuzji. Zła passa spotkała także i Denisa, którego eksperymenty z krwią zwierzęcą wywoływały we Francji sporo kontrowersji. Do tego stopnia, że 1670 r. cała procedura została w tym kraju zakazana. Podobne zakazy wydano m.in. w Wielkiej Brytanii czy Włoszech, ustanawiając na tę okoliczność stosowane prawo.

Wątpliwości pojawiły się znów po historycznej bitwie pod Waterloo, w czerwcu 1815 r., ostatniej i przegranej bitwie Napoleona Bonaparte, w której poległo w sumie ok. 48 tys. wojskowych. To właśnie wtedy – jak podaje Narodowe Centrum Krwi - wojskowi lekarze ogłosili, że większa liczba żołnierzy wykrwawia się na śmierć niż ginie z rąk wroga. Kierując się podobnymi przesłankami w 1818 r. angielski położnik James Blundell podjął kolejne próby przeprowadzenia transfuzji krwi w ramach leczenia kobiet, u których wystąpił krwotok poporodowy. Dawcą był zwykle mąż pacjentki. Ryzyko było ogromne, ale sytuację rodzących w tamtym czasie i tak można określić jako fatalną. Jak podaje Maria Bogucka w książce „Gorsza płeć...", w samej Wielkiej Brytanii w pierwszej połowie siedemnastego stulecia umierało niemal 130 spośród tysiąca rodzących kobiet. Natomiast sam krwotok poporodowy nawet dziś jest najważniejszą pojedynczą przyczyną zgonów wśród młodych kobiet. Według danych WHO występuje on w ponad 10 proc. porodów.

Blundell musiał uznać, że woli podjąć ryzyko niż bezczynnie patrzeć na śmierć pacjentek. Sam zresztą przyznał w jednej ze swoich publikacji, że śmierć młodej kobiety była dla niego natchnieniem do badań nad przetaczaniem krwi. To również od opisu wykrwawiającej się młodej położnicy rozpoczął swój pierwszy artykuł poświęcony pracom nad transfuzją u zwierząt, bo początkowo transfuzje wykonywał wyłącznie u zwierząt czyniąc jednak przy tym szereg istotnych obserwacji. Odnotował m.in., że krew o wiele lepiej jest przetaczać szybko a ze strzykawki należy usunąć całe powietrze jeszcze przed rozpoczęciem zabiegu. Pierwszy zabieg przetoczenia krwi u człowieka wykonał w 1818 r., pacjentka zmarła jednak już 56 godzin później. W kolejnych latach w podobny sposób zakończyło się sześć spośród wykonanych przez Blundella zabiegów. Dopiero w 1829 r. - po raz pierwszy w praktyce tego lekarza – przeprowadził on u człowieka transfuzję, która zakończyła się sukcesem. Pobrał wtedy ok. 115 ml krwi z żyły ramieniowej męża i przetoczył ją pacjentce. Była to również pierwsza w historii medycyny pomyślnie zakończona transfuzja krwi u pacjentki z krwotokiem poporodowym.

Ogólnie rzecz biorąc jednak śmiertelność po tych zabiegach wciąż utrzymywała się na wysokim poziomie. I nie miało się to zmienić aż do 1901 r., gdy Karl Landsteiner, austriacki patolog i immunolog wyodrębnił poszczególne grupy krwi.

Cztery grupy krwi

Rewolucję zwiastowała już wydana w 1900 r. praca Landsteinera „Zur Kenntnis der antifermentativen, lytischen und agglutiniernden Wirkungen des Blutserums und der Lymphe" poświęcona ogólnej krwi i limfie. Rok później Landsteiner opublikował artykuł „Über normalen menschlichen Blutes", w którym wskazał istnienie trzech grup krwi – A, B, C (przemianowana później na 0) – i wyszczególnił ich cechy gatunkowe. W kolejnym roku uczniowie Austriaka - Alfred Decastello i Adrian Sturli – wyodrębnili jeszcze jedną grupę, nazwaną tym razem AB.

Sam Landsteiner w 1930 r. za swoje odkrycie otrzymał medycznego Nobla. Jego kariera naukowa też nabrała rozpędu, od 1911 r. był profesorem Uniwersytetu Wiedeńskiego, od 1922 ten sam tytuł otrzymał w Rockefeller Institute for Medical Research w Nowym Jorku. W 1932 roku został natomiast wybrany do Narodowej Akademii Nauk w Waszyngtonie. I nic dziwnego, bo to właśnie odkrycia Austriaka uznaje się za kluczowe dla wyjaśnienia przyczyn niepowodzeń wykonywanych w minionych stuleciach transfuzji i towarzyszących im powikłań. Te, których kilka lat później, w 1910 r. dokonali Emil Dungern i Ludwik Hirszfeld, dopełniły dzieła. To właśnie oni - na podstawie badania rodzin profesorów uniwersytetu - ustalili sposób dziedziczenia grup krwi i wykazali, że dana grupa nie zmienia się w ciągu całego życia człowieka. Natomiast gdy Landsteiner wykonał dla medycyny jeszcze jeden milowy krok i w 1940 r. wspólnie z Alexandrem Wienerem odkrył czynnik Rh, który ma niezwykle istotne znaczenie w procesie dobierania krwi do transfuzji, przetaczanie krwi w końcu mogło zostać na dobre włączone do lecznictwa. W ten sposób współczesna transfuzjologia zyskała solidne podstawy.

Dziś transfuzje najczęściej wykonuje się podczas operacji i na oddziałach ratunkowych, a bezpośrednim wskazaniem do ich wykonania jest nagła i duża utrata krwi np. w trakcie lub po operacji, na skutek wypadku lub niedokrwistości. W każdym przypadku niezbędne jest stosowanie krwi zgodnej grupowo u dawcy i u biorcy. W przeciwnym razie u pacjenta mogą wystąpić takie powikłania jak m.in. reakcje alergiczne, zakażenia bakteryjne, wstrząs anafilaktyczny, zakrzepy i zatory.

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia, najwięcej transfuzji krwi w ramach chirurgii sercowo-naczyniowej i transplantacyjnej, w urazach wielonarządowych oraz we wspomagającym leczeniu nowotworów wykonuje się w krajach o wysokim dochodzie. W krajach słabo rozwiniętych krew przetacza się najczęściej w leczeniu powikłań ciążowych i ciężkich niedokrwistości u dzieci.

Gdyby spojrzeć na liczne odwołania do zabiegów transfuzji w historii i literaturze, można by dojść do wniosku, że ludzkość niemal intuicyjnie kierowała się w ich stronę. Opisy działań, które można uznać za przetaczanie krwi, pojawiają się już w „Metamorfozach" Owidiusza. Poemat epicki, nad którym prace autor ukończył w 8 roku naszej ery, opisuje m.in. historię Medei, czarodziejki z Kolchidy. Miała ona przetoczyć krew staremu Anchizesowi, by wrócić mu młodość, a ojcu Jazona – Ezonowi – wlać w żyły szyjne wywar z ziół. Wierzono, że krew może zdziałać cuda, nie tylko na skutek transfuzji. Kąpiele we krwi czy wypijanie krwi miało również działać leczniczo, zapewniać długowieczność, przywracać młodość.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po” także od położnej. Izabela Leszczyna zapowiada zmiany
Diagnostyka i terapie
Zaświeć się na niebiesko – jest Światowy Dzień Świadomości Autyzmu
Diagnostyka i terapie
Naukowcy: Metformina odchudza, bo organizm myśli, że ćwiczy
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po”: co po wecie prezydenta może zrobić ministra Leszczyna?
zdrowie
Rośnie liczba niezaszczepionych dzieci. Pokazujemy, gdzie odmawia się szczepień
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej