To sedno [b]wyroku warszawskiego Sądu Apelacyjnego z 9 października 2008 r. (sygn. akt VI ACa 2 86/08)[/b], który nakazał powtórzenie procesu, jaki gen. Marek Dukaczewski (były szef WSI) wytoczył Antoniemu Macierewiczowi, żądając przeprosin za ostre zarzuty dotyczące jego roli w służbach specjalnych.
Przeprowadzenia dowodu z raportu zabronił Macierewiczowi sąd I instancji, wskazując, że ujawniono go pół roku po inkryminowanej wypowiedzi.
– Każdy dopuszczalny dowód może służyć wykazaniu prawdy, nie ma znaczenia, kiedy powstał. W szczególności zasadność stawianych zarzutów można wykazywać później sporządzonymi dokumentami – powiedział wczoraj sędzia Jan Szuchułowicz. – Oddalając wszystkie dowody pozwanego, sąd okręgowy pozbawił go możliwości obrony.
Poszło o to, że przedstawiając 30 września 2006 r. (ostatniego dnia funkcjonowania WSI) pierwsze ustalenia z ich likwidacji, Macierewicz (ich likwidator) powiedział publicznie, że przez 15 lat istnienia dopuszczały się one czynów bezprawnych, m.in. wobec mediów, świata polityki i gospodarki, że są ślady zewnętrznych inspiracji z bloku wschodniego, a za te nieprawidłowości odpowiada m.in. gen. Dukaczewski, szef WSI za rządów SLD (2001 – 2005). Macierewicz mówił też o przeszkoleniu w ZSRR wielu oficerów WSI, w tym Dukaczewskiego.
Występujący dwa dni potem w „Kropce nad i” Dukaczewski na pytanie, czy czuje się przestępcą, odpowiedział, że tak. Ta wypowiedź nie była uznaniem zarzutów, ale oddawała rozżalenie generała. Sąd okręgowy nakazał jego przeprosiny (w gazetach), zakazał Macierewiczowi powtarzania tych zarzutów oraz zapłatę 10 tys. zł na cel charytatywny.