Statystyki Urzędu Ochrony Danych Osobowych wskazują, że liczba zgłaszanych naruszeń bezpieczeństwa danych gwałtownie wzrasta. Jeszcze w 2020 r. było ich tylko 7,5 tys., a w roku ubiegłym – niemal 13 tys. Świadczy to z jednej strony o zwiększonej liczbie ataków, z drugiej o rosnącej świadomości administratorów i podmiotów danych.
Jak jednak wskazują wyniki badania „Wiedza na temat bezpieczeństwa ochrony danych osobowych w Polsce” (którego pierwszą część opisaliśmy na łamach „Rz”), co trzeci badany w ciągu ostatniego roku zetknął się z próbą wyłudzenia danych (np. poprzez fałszywy e-mail czy esemes), a jeden na ośmiu padł jego ofiarą. Bardziej niepokojące jest to, że 12 proc. nie wie, czy próba wyłudzenia od nich danych okazała się skuteczna. Nieco więcej, bo ok. 13 proc., ma świadomość, że ich dane wyciekły z instytucji publicznych lub firm prywatnych. Ale znów 22 proc. badanych nie ma pewności, czy trafiły w niepowołane ręce.
Czytaj więcej
Polacy upatrują zagrożenia dla bezpieczeństwa swoich danych głównie w fałszywych mailach i SMS-ach. Największą obawą jest to, że ktoś weźmie kredyt w naszym imieniu – wynika z badania pod patronatem UODO.
Nawet jednak jeśli już wiemy, że nasze dane zostały wykradzione, aż 37 proc. nie potrafi wskazać, kto powinien podjąć działania w takiej sprawie, a drugie tyle nie ma zdania na ten temat. Pozostałe 26 proc., które wie, najczęściej wskazuje organy ścigania lub podmiot, który był odpowiedzialny za wyciek, a w dalszej kolejności inspektorów ochrony danych i UODO.
– Przestępcy korzystają z naszej niewiedzy i nieostrożności, ale też poczucia braku odpowiedzialności za bezpieczeństwo swoich danych. Wyniki badania pokazują, że mało kto sądzi, iż sam powinien o nie zadbać – mówi Bartłomiej Drozd, ekspert serwisu ChronPESEL.pl, firmy, która przeprowadziła badanie (z Krajowym Rejestrem Długów) pod patronatem UODO.