Reklama

ACTA 2.0. Permanentna inwigilacja w sądzie

Przepisy, które przeforsował w parlamencie minister Grabarczyk, stwarzają możliwości inwigilowania obywateli na skalę porównywalną ze słynną umową ACTA – ostrzega sędzia Mariusz Królikowski.

Aktualizacja: 14.03.2015 16:16 Publikacja: 14.03.2015 14:00

ACTA 2.0. Permanentna inwigilacja w sądzie

Foto: sxc.hu

W dniu 20 lutego 2015 r. Sejm uchwalił ostatecznie nowelizację ustawy o ustroju sądów powszechnych (dalej: u.s.p.). Uchwalona ustawa zawiera wszystkie krytykowane przez środowisko sędziowskie przepisy, w tym dotyczące ograniczenia roli sędziów rejonowych w samorządzie, ograniczenia roli kolegiów sądów i likwidacji kilometrówek.

Największe kontrowersje budzi jednak kwestia dostępu polityków do akt wszystkich spraw sądowych i systemów informatycznych sądów. Minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk przeforsował w Sejmie i Senacie przepisy, które dają mu praktycznie nieograniczony dostęp do wszystkich protokołów rozpraw, orzeczeń i uzasadnień, a co za tym idzie – do niemal wszystkich informacji zawartych w aktach sądowych.

Ustawa ta zawiera wiele przepisów szkodliwych dla prawidłowego funkcjonowania niezależnego wymiaru sprawiedliwości. Skupimy się tu jednak wyłącznie na kwestii związanej z tematem niniejszego artykułu, czyli treści znowelizowanego przepisu art. 175a u.s.p.

Minister mija się z prawdą

Co istotnego z punktu widzenia obywateli ów przepis zawiera? Czy istotnie, jak twierdzi minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk, może on być wykorzystywany wyłącznie w celu sprawowania nadzoru nad sądami i reagowania na opieszałość sędziów? Niestety, stwierdzić należy, że pan minister albo celowo mija się z prawdą, albo nie jest do końca zorientowany w treści wprowadzonych przez własnego zastępcę przepisów.

Przechodząc do rzeczy, czyli do nowych uprawień ministra, są one bardzo rozbudowane. Minister uzyskuje bowiem nie tylko prawo do zbierania i przetwarzania danych osobowych wszystkich uczestników postępowania bez ich zgody (to jeszcze nie jest takie groźne), ale przede wszystkim dostęp do całości systemów informatycznych sądów.

Reklama
Reklama

Aby zrozumieć, jak niebezpieczne jest to narzędzie w rękach polityków, warto wiedzieć, jakie informacje się w tym systemie znajdują. Minister Grabarczyk na konferencji prasowej próbował wmówić dziennikarzom, że są tam jedynie dane poddane anonimizacji, wobec czego nie ma żadnego zagrożenia dla prywatności obywateli. Niestety, nie jest to prawda.

Systemy informatyczne sądów, które mają być dostępne dla ministerialnych urzędników, nie zawierają dokumentów zanonimizowanych, ale pełną treść protokołów posiedzeń oraz orzeczeń wydanych przez sąd i ich uzasadnień. Zabiegowi anonimizacji podlegają jedynie orzeczenia i ich uzasadnienia dostępne publicznie na portalu orzeczeń, natomiast w treści protokołów, orzeczeń i ich uzasadnień, do których dostęp mają uzyskać ministerialni urzędnicy, znajduje się wiele danych wrażliwych dotyczących kwestii osobistych i zawodowych osób występujących przed sądami.

Z pożycia działacza

Są tam także szczegóły życia intymnego czy tajemnice handlowe, które były przedmiotem rozpoznania przez wszystkie sądy w kraju. System pozwala na łatwe wyszukiwanie odpowiednich danych po nazwisku. O czym mówimy? Przykładowo o tym, czy zbyt dociekliwy dziennikarz nie ma nieślubnego dziecka i czy nie był w jakimś sądzie pozwany w sprawie o ustalenie ojcostwa. Czy opozycyjny poseł rzetelnie wywiązuje się z obowiązku alimentacyjnego. Co powiedziała o pożyciu z niewygodnym działaczem społecznym rozwodząca się z nim małżonka i co o byłym zięciu miała do powiedzenia jego teściowa. Co posiada dzielący w sądzie majątek nielubiany działacz związkowy i czy aspirujący do stanowiska polityk na pewno przestrzega przepisów ruchu drogowego. Do tego wszystkiego mają mieć dostęp online ministerialni urzędnicy pod pretekstem usprawniania pracy sądów.

Oczywiście ustawa nakłada na ministra pewne ograniczenia, jednak iluzoryczne. Co prawda minister ma prawo do gromadzenia danych osobowych, wyłącznie gdy jest to niezbędne ze względu na zakres lub charakter prowadzonego postępowania lub przeprowadzanych czynności, ale jednocześnie sam określa, kiedy jest to niezbędne. Podobnie dostęp do systemów teleinformatycznych sądów ograniczony jest do wykonywania zadań określonych w ustawie, czyli przede wszystkim tzw. nadzoru zewnętrznego, ale zadania te są określone bardzo szeroko, a szczegółowy tryb nadzoru administracyjnego nad działalnością sądów określa sam minister sprawiedliwości.

Nie będziemy was podglądać

W rezultacie polityk zajmujący fotel ministerialny będzie miał niemal pełny dostęp online do tajemnic wszystkich osób, które w ciągu ostatnich kilku lat występowały w różnego rodzaju postępowaniach sądowych. Stwarza to możliwości inwigilowania obywateli na skalę porównywalną ze słynną umową ACTA.

Ministerstwo broni się, że nie zamierza wykorzystywać posiadanych uprawnień do niecnych celów. Niestety, przypomina to komunikat dyrekcji hotelu, która potwierdza, że w hotelowych łazienkach są zamontowane kamery, ale zapewnia, że nie naruszy to prywatności gości, bo kamery będą wykorzystywane wyłącznie do oceny pracy pokojówek.

Reklama
Reklama

Problem bowiem nie leży w intencjach ministra, tylko w rzeczywistych skutkach zmiany ustawy. Bez wątpienia projekt daje ministrowi uprawnienia dalece wykraczające poza deklarowany cel, jakim miało być – jak zwykle przy każdej reformie – poprawienie sprawności postępowania. Osobiście wierzę, że Cezary Grabarczyk będzie w stanie oprzeć się pokusie wykorzystywania danych z systemów sadowych w walce z przeciwnikami politycznymi bądź niewygodnymi dziennikarzami.

Oczywiście nie można z góry zakładać złych intencji ministra. Nie znamy losów tego projektu, zanim poseł Kropiwnicki wyciągnął go na światło dzienne. Możliwe, że minister Grabarczyk został wprowadzony w błąd przez swojego zastępcę Wojciecha Hajduka, któremu dał zbyt dużą swobodę działania albo ministerialni urzędnicy po prostu nie dostrzegli rzeczywistych skutków stanowionych przepisów.

Niemniej warto pamiętać, że przepisy stanowi się na lata, a politycy na fotelu ministra sprawiedliwości zmieniają się średnio raz do roku. Nie wiadomo, jak kontrowersyjne przepisy, podobnie zresztą jak inne przepisy osłabiające niezależność sądownictwa, będą wykorzystywane przez kolejnych ministrów. Może się zdarzyć, że któryś z nich pokusie się nie oprze.

Grunt to racjonalizacja

Wszystko zaczęło się 21 października 2014 r., kiedy to sejmowa podkomisja pracowała nad rządowym projektem zmiany ustawy o ustroju sądów powszechnych. O godzinie 11.38 przewodniczący tej podkomisji poseł Robert Kropiwnicki (PO) niespodziewanie wyjął z pliku papierów kartkę A4 i oświadczył, że jest jeszcze jedna poprawka. Poprawką tą było wprowadzenie przepisu umożliwiającego ministrowi sprawiedliwości praktycznie nieograniczony dostęp do sądowych systemów informatycznych.

Była to jedna ze słynnych już „wrzutek legislacyjnych" zastosowanych w toku prac nad tą ustawą przez posła Kropiwnickiego, który projekty przygotowane w istocie przez resort sprawiedliwości zgłaszał jako własne, dzięki czemu omijał żmudny proces konsultacji społecznych i znacznie przyspieszał stanowienie prawa. A jak wiadomo z ostatnich badań – pod względem ilości stanowionego prawa jesteśmy na pierwszym miejscu w Europie, produkując ponad 25 tys. stron aktów prawnych rocznie. Przy takiej masówce oczywiście trzeba sięgać po pomysły racjonalizatorskie, a jednym z takich pomysłów są właśnie „wrzutki legislacyjne".

Zgłoszona przez posła Kropiwnickiego poprawka wywołała pewną konsternację członków podkomisji, gdyż była ona przygotowywana tak pospiesznie, że nie starczyło już czasu na wykonanie kserokopii dla posłów.

Reklama
Reklama

Pojawia się i znika

Na szczęście wiceminister Wojciech Hajduk stanął na wysokości zadania i z właściwą sobie pewnością siebie zreferował członkom podkomisji „poselską" poprawkę, oczywiście zapewniając, że nie stanowi ona żadnego zagrożenia i jest niezbędna do sprawowania właściwego nadzoru nad opieszałymi sędziami. Wersji tej trzyma się zresztą konsekwentnie do dzisiaj. Warto zaznaczyć, że sam poseł Kropiwnicki miał dosyć słabą orientację co do treści zgłaszanej poprawki i musiał o pewne szczegóły dopytywać ministra Hajduka.

Konsternacja posłów byłaby jeszcze większa, gdyby zdawali sobie sprawę, że zaproponowany przez posła Kropiwnickiego przepis był zawarty w pierwotnym projekcie sygnowanym przez ministra Biernackiego, został z niego usunięty na skutek konsultacji z głównym inspektorem ochrony danych osobowych i w ten oto sposób nagle powrócił.

O tym drobnym szczególe wiceminister Hajduk posłom nie wspomniał. Jego zapewnienia trafiły na podatny grunt i posłowie, na ogół średnio zorientowani w treści stanowionych przepisów, przyjęli je za prawdziwe. Ostatecznie poprawka, głosami koalicji rządzącej, została przyjęta bez zastrzeżeń zarówno w czasie prac podkomisji, jak i na posiedzeniu pełnego składu Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.

Na posiedzeniu plenarnym Sejmu poprawka, jak i cały projekt ustawy wzbudziły, mówiąc delikatnie, umiarkowane zainteresowanie ze strony posłów. W toczącej się przy pustej sali dyskusji wzięło udział tylko sześć osób i to tylko dlatego, że musieli przedstawić stanowiska klubów. Z tego tylko dwie osoby wiedziały, przynajmniej z grubsza, jaka jest treść uchwalanych przepisów, Nic więc dziwnego, że cały projekt z łatwością przeszedł, zyskując poparcie większości klubów (przeciwko było tylko kilku posłów Solidarnej Polski).

Na etapie prac w Senacie pojawiła się pewna komplikacja. Otóż generalny inspektor ochrony danych osobowych, z którym dotychczas treści „wrzutki" nie konsultowano, zgłosił istotne zastrzeżenia zarówno co do treści uchwalonych przepisów, jak i co do omijającego konsultacje społeczne trybu ich wprowadzenia.

Reklama
Reklama

W toku poprzedzających obrady prac połączonych komisji senackich nad tym projektem senatorowie nas mile nie zaskoczyli: pod dyktando przewodniczącego senatora Zientarskiego unosili ręce zgodnie ze wskazaniami wiceministra Wojciecha Hajduka. Kwestię przetwarzania danych osobowych przez ministra za sugestią senatora Zientarskiego i zgodnie z opinią GIODO, a wbrew podsekretarzowi Hajdukowi – wykreślono.

Szkoda gadać...

Kolejny zwrot akcji nastąpił na posiedzeniu plenarnym Senatu. Wówczas senator Zientarski zmienił zdanie i uznał, że zastrzeżenia w tym zakresie nie są zasadne, a poprawkę należy w całości przyjąć. Jaka była przyczyna, trudno stwierdzić, gdyż pan senator koncentrował się na ogólnych dywagacjach odnośnie do sprawności funkcjonowania sądów, a wiele krytykowanych rozwiązań skwitował krótko: „Jest tu wiele szczegółów, myślę, że nie ma potrzeby ich omawiać". Senatorowie zasadniczo zgodzili się z tą tezą i w krótkiej dyskusji wzięło udział zaledwie kilka osób. Ostatecznie poprawki Senatu dotyczyły jedynie zmian redakcyjnych (np. zamiana słów „minister sprawiedliwości" na „Minister Sprawiedliwości"), które oczywiście zostały następnie przyjęte przez Sejm.

W rezultacie tych znakomitych działań legislacyjnych otrzymaliśmy produkt w postaci ustawy z 20 lutego. Dlatego warto się zastanowić, czy rzeczywiście ciągłe rozszerzanie uprawnień polityków wobec sądów pod pretekstem usprawniania postępowania jest uzasadnione. Na to pytanie będzie musiał wkrótce odpowiedzieć pan prezydent Komorowski, podejmując decyzję o podpisaniu bądź zawetowaniu tej ustawy.

Autor jest sędzią sądu Okręgowego w Płocku, wiceprezesem SSP Iustitia

Prawnicy
Zbigniew Ziobro krytykuje decyzję Andrzeja Dudy. Pisze o „notariuszu"
Prawnicy
Znana prawniczka odchodzi z resortu Waldemara Żurka. „Czasem sufler zaśpi"
Dobra osobiste
Coldplay zapłaci za ujawnienie romansu? Prawnicy o szansach pozwu Andy'ego Byrona
Praca, Emerytury i renty
Wcześniejsze wypłaty i podwójne świadczenia. 800 plus w sierpniu
Nieruchomości
Wysokie kary za budowę szopy w ogrodzie. Ważna jest odległość od działki sąsiada
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama