Polska kurczy się coraz szybciej. Jak wyjść z kryzysu demograficznego?

W ciągu ostatnich pięciu lat liczba Polaków zmniejszyła się co najmniej o 700 tys. Ekonomiści przestrzegają, że już czas na działania, które dostosują życie społeczne i gospodarcze do depopulacji.

Publikacja: 05.05.2025 05:11

Polska kurczy się coraz szybciej. Jak wyjść z kryzysu demograficznego?

Foto: Adobe Stock

Spadek liczby Polaków znacznie przyspieszył. Jest ich 37,4 mln osób, szacuje GUS (dane na koniec marca), o 158 tys. mniej niż rok wcześniej i o 52 tys. mniej niż pod koniec grudnia. Dane o liczbie mieszkańców GUS sprzed pięciu i dziesięciu lat pokazują, w jak szybkim tempie zmienia się nasza populacja. Pod koniec marca 2020 r. zamieszkiwało Polskę o 927 tys. osób więcej niż obecnie, pod koniec marca 2015 r. – o 1,02 mln osób więcej. Prof. Piotr Szukalski, socjolog z Uniwersytetu Łódzkiego, zwraca uwagę, że rzeczywista różnica pomiędzy liczbą mieszkańców w 2025 a w 2020 r. może być o sto kilkadziesiąt tysięcy niższa, a wynika to ze sposobu, w jaki GUS ją szacuje, i z tego, że uwzględnia dane z poszczególnych spisów powszechnych. Oznaczałoby to, że w ciągu pięciu lat ubyło ok. 700 tys. mieszkańców Polski, a dekady – ponad 800 tys. – W przyszłym roku pierwszy rocznik wyżu demograficznego skończy 80 lat, współczynnik dzietności zaś wyniósł w 2023 roku 1,16, czyli na 100 kobiet w wieku 15–49 lat przypadało 116 urodzonych dzieci. Za zeszły rok wskaźnik te najprawdopodobniej będzie jeszcze niższy – mówi prof. Szukalski. Tak jak i inni demografowie i ekonomiści zwraca uwagę na to, iż zmniejszanie się liczby ludności Polski jest procesem, którego nie można zatrzymać, ale który trzeba potraktować jak wyzwanie.

Foto: Paweł Krupecki

Na czym polegają zmiany w Polsce?

W Polsce rodzi się coraz mniej dzieci. Od 1990 r. współczynnik dzietności wynosi mniej niż 2, czyli nie gwarantuje prostej zastępowalności pokoleń. I nawet gdyby obecne czy przyszłe pokolenia kobiet zdecydowały się na posiadanie większej liczby dzieci, to i tak trudno byłoby w Polsce osiągnąć wskaźnik dzietności na poziomie powyżej dwa, bo kobiet, które mogą urodzić dzieci jest znacznie mniej niż 20 czy 30 lat wcześniej. Kolejną cechą zmiany demograficznej jest to, że przeciętnie żyjemy dłużej i coraz większą częścią naszego społeczeństwa są osoby starsze. Oznacza to, że coraz więcej osób będzie pobierało świadczenia społeczne, będzie potrzebowało opieki medycznej, a coraz mniej będzie pracowało, płaciło składki i podatki. Takie zmiany występują zarówno w Polsce, jak i w wielu krajach rozwiniętych.

Prof. Szukalski się zastanawia, czy jedną z konsekwencji zmian demograficznych nie będzie w większym stopniu opodatkowanie konsumpcji w porównaniu z wynagrodzeniami.

– Musimy zastanowić się, w jaki sposób dostosować życie społeczne i gospodarcze do depopulacji – zaznacza Agnieszka Chłoń-Domińczak, ekonomistka, prof. SGH. Te dostosowania muszą dotyczyć różnych sfer życia i różnych grup wiekowych.

Czytaj więcej

W Polsce umiera prawie dwa razy więcej osób niż się rodzi

Wsparcie dla wyludniających się terenów

– Depopulacja w Polsce nie jest jednorodna. Są regiony, z których wyprowadzili się ludzie młodzi, już teraz lub w najbliższej przyszłości przeważać będą starsi. Tę zmianę należy uwzględnić we wspieraniu samorządów lokalnych. Prof. Chłoń-Domińczak uważa, że potrzebne jest dostosowanie sieci instytucji edukacyjnych i ochrony zdrowia do zmieniającej się struktury społeczeństwa. – Zmiany muszą dotyczyć jakości usług publicznych, liczby przedszkoli, szkół czy placówek opieki medycznej – wymienia ekonomistka. – Budynki szkolne staną się miejscami lokalnej działalności społecznej, a nie tylko placówkami edukacyjnymi.

Korporacje samorządowe usilnie zabiegają o to, by móc w budynkach szkolnych zorganizować biblioteki publiczne czy miejsca spotkań społeczności lokalnych.

Agnieszka Chłoń-Domińczak zwraca także uwagę na sytuację na rynku pracy: – Należy poważnie się zastanowić, w jaki sposób zachęcić grupy, w których spora część nie pracuje (to kobiety, osoby 55+ i osoby z niepełnosprawnościami), by zostały na rynku pracy. Tematem, którego nie chce podjąć żadna partia polityczna, jest minimalny wiek emerytalny.

„To nie jest wymieranie"

– Tak jak depopulację traktuję jako wyzwanie, a nie zagrożenie, to zaawansowanie zmian struktur wieku już tak, ponieważ związane są z nim konsekwencje ekonomiczne i społeczne, z którymi musimy i powinniśmy sobie umieć poradzić. Ważne jest przy tym, byśmy pamiętali o zmianach w perspektywie makro, ale także w skali mikro – uważa prof. Irena E. Kotowska z SGH. Dodaje: – Przeszkadza mi w publicznym dyskursie nazywanie katastrofą zmiany demograficznej w Polsce czy nawet używanie określenia „wymieranie”. To jest manipulacja. Takie przedstawianie zmiany, która ma miejsce zarówno w Polsce, jak i w wielu krajach rozwiniętych, powoduje, że traktujemy ją jako coś złego, nieszczęście. Nie zastanawiamy się nad niezbędnymi przystosowaniami do nieuchronnego spadku liczby ludności Polski i głębokich przekształceń struktury wieku – uważa prof. Irena E. Kotowska z SGH. – Choć zarówno ostatnie prognozy ludnościowe GUS, jak i przewidywania Eurostatu z 2023 roku, wskazują, że w najbliższych trzech dekadach możliwe jest zmniejszenie się ludności Polski o około 4 mln osób, to dla tak dużego kraju jak nasz nie jest katastrofą – uważa demografka.

Według  projekcji ludnościowej Eurostatu w Polsce w 2050 r. będzie mieszkało na stałe ok. 34,6 mln osób. – Nie jest już aktualny paradygmat, że wzrost gospodarczy opiera się na rosnących zasobach pracy. Musimy więcej uwagi skupić na jakości zasobów ludnościowych: zdrowiu ludzi, ich wiedzy, kwalifikacjach i kompetencjach społecznych, umożliwiających funkcjonowanie w zmieniających się strukturach pokoleniowych oraz w gospodarce – mówi prof. I.E. Kotowska. I wymienia niezbędne zmiany: inwestycje w kompetencje i zdrowie, które pomogą w jak najpełniejszym zaangażowaniu osób 18–70-letnich na rynku pracy, czy dbałość o dostęp oraz jakość usług opiekuńczo-edukacyjnych dla dzieci oraz przezwyciężenie niedoboru usług opiekuńczych nad osobami dorosłymi, w tym zwłaszcza nad osobami starszymi. Ale też przyznaje, że w skali mikro każdy powinien zdać sobie sprawę, że konieczne będzie znalezienie równowagi pomiędzy konsumpcją a pracą, czyli pomiędzy czasem pozostawania aktywnym zawodowo oraz czasem pozostawania poza rynkiem pracy.

Czytaj więcej

Demografia uderzy w rynek pracy. „Nie ma już nisko wiszących owoców”

Inwestycje w automatyzację i zmianę kompetencji

Zmiany technologiczne są sprzymierzeńcem gospodarki w zmieniającej się sytuacji demograficznej. Na znaczenie automatyzacji, wykorzystania sztucznej inteligencji na rynku pracy zwraca uwagę Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Jak dotąd nie jesteśmy europejskimi liderami ani automatyzacji, ani robotyzacji, szusujemy prawie na końcu stawki. Wyższe inwestycje w automatyzację mogą zapewnić większą efektywność pracy. Ekonomista przypomina, że działania dostosowujące do zmiany demograficznej powinny być skoordynowane, a nie pojedyncze. Jego zdaniem w polityce publicznej potrzebna jest rozsądna polityka migracyjna, większe wykorzystanie automatyzacji oraz wprowadzenie późniejszego wieku emerytalnego. – Czy możliwy byłby kontrakt społeczny polegający na zastosowaniu czterodniowego tygodnia pracy w zamian za późniejszy wiek emerytalny? – zastanawia się.

– Musimy przygotować i zastosować działania już dziś, a nie tylko o nich rozmawiać – dodaje prof. Jacek Męcina z UW, doradca Konfederacji Lewiatan.  Z jego badań pokolenia Z wynika, że poprawa jakości usług publicznych i stabilne warunki pracy są czynnikami, które mogą zachęcić młodych do posiadania dzieci. Jednak eksperta niepokoją dwie kwestie: w jaki sposób zapobiec wykluczeniu cyfrowemu części społeczeństwa (przede wszystkim osób starszych) oraz stagnacja instytucji istniejących wokół rynku pracy: – Zachowujemy się tak, jakby nie było żadnej zmiany – uważa. Prof. Męcina proponuje, by zamienić składkę na Fundusz Pracy na ubezpieczenie od bezrobocia. – każdy mógłby się doubezpieczyć, ale ubezpieczenie chroniłoby także w czasie przerw w pracy potrzebnych na dokształcenie się czy na naukę nowych kompetencji – tłumaczy ekspert.

Co 11. młody nie uczy się i nie pracuje

Grupą, która potrzebuje wsparcia na rynku pracy, są osoby z niepełnosprawnościami. Katarzyna Lipowska, ekspertka z Instytutu Badań Strukturalnych, zwraca uwagę na to, iż w Polsce 9 proc. młodych ludzi, którzy mają od 15 do  29 lat nie uczy się i nie pracuje. To tzw. NEETs (od ang. Not in Employment, Education or Training). Szacuje się, że w UE jest to jeszcze więcej bo 11 proc. ludzi w tym wieku. To prawie 230 tys. osób w Polsce.

Osoby z niepełnosprawnościami przedwcześnie i dwa razy częściej niż osoby bez niepełnosprawności opuszczają system edukacji. Dodatkowo często kształcą się w szkołach specjalnych, poza głównym nurtem edukacji. Rzadziej też uzyskują wykształcenie wyższe, podejmują staże czy wolontariat. Bariery w zdobyciu wykształcenia, kompetencji powodują ich gorszy start na rynku pracy.

Zdaniem Katarzyny Lipowskiej młodzi ludzie z niepełnosprawnościami powinni móc uczyć się w ogólnym systemie edukacji. To wymaga nie tylko zmian organizacyjnych, ale także przystosowania infrastruktury i sposobu ich uczenia. Ale także warto, by pracodawcy pochylili się nad potrzebami i możliwościami osób z niepełnosprawnościami: – To mogą być świetni pracownicy pod warunkiem, że stworzy się dla nich bardziej dogodne możliwości pracy, choćby możliwość elastycznego czasu pracy czy większą liczbę przerw – tłumaczy ekspertka.

Spadek liczby Polaków znacznie przyspieszył. Jest ich 37,4 mln osób, szacuje GUS (dane na koniec marca), o 158 tys. mniej niż rok wcześniej i o 52 tys. mniej niż pod koniec grudnia. Dane o liczbie mieszkańców GUS sprzed pięciu i dziesięciu lat pokazują, w jak szybkim tempie zmienia się nasza populacja. Pod koniec marca 2020 r. zamieszkiwało Polskę o 927 tys. osób więcej niż obecnie, pod koniec marca 2015 r. – o 1,02 mln osób więcej. Prof. Piotr Szukalski, socjolog z Uniwersytetu Łódzkiego, zwraca uwagę, że rzeczywista różnica pomiędzy liczbą mieszkańców w 2025 a w 2020 r. może być o sto kilkadziesiąt tysięcy niższa, a wynika to ze sposobu, w jaki GUS ją szacuje, i z tego, że uwzględnia dane z poszczególnych spisów powszechnych. Oznaczałoby to, że w ciągu pięciu lat ubyło ok. 700 tys. mieszkańców Polski, a dekady – ponad 800 tys. – W przyszłym roku pierwszy rocznik wyżu demograficznego skończy 80 lat, współczynnik dzietności zaś wyniósł w 2023 roku 1,16, czyli na 100 kobiet w wieku 15–49 lat przypadało 116 urodzonych dzieci. Za zeszły rok wskaźnik te najprawdopodobniej będzie jeszcze niższy – mówi prof. Szukalski. Tak jak i inni demografowie i ekonomiści zwraca uwagę na to, iż zmniejszanie się liczby ludności Polski jest procesem, którego nie można zatrzymać, ale który trzeba potraktować jak wyzwanie.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Dane gospodarcze
PMI dla polskiego przemysłu w dół. Optymizm w branży dawno tak nie tąpnął
Dane gospodarcze
Wojna celna poprawia atrakcyjność Polski. Skok inwestycji
Dane gospodarcze
Gospodarka USA gwałtownie zwalnia w związku z cłami Donalda Trumpa
Dane gospodarcze
Jaka jest naprawdę inflacja w Rosji? Obywatele nie wierzą statystykom
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Dane gospodarcze
PKB strefy euro wzrósł o 0,4 proc. Niemcy zaskoczyły
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne