W reakcji na kolejne takie przypadki prezydent Nicolas Sarkozy oświadczył, że Francja jest państwem prawa i nie będzie tolerować takich działań.
W ostatnich tygodniach nasiliły się we Francji przypadki ograniczania przez załogi firm wolności członków dyrekcji, którzy ogłaszali likwidację zakładu albo masowe zwolnienia. Prezydent Nicolas Sarkozy wykazywał początkowo zrozumienie, jednak w końcu oświadczył, że nie będzie tego tolerować. — Można zrozumieć gniew ludzi, ale nie wolno pogarszać sytuacji działaniami wbrew prawu. W państwie prawa prawo musi być przestrzegane — oświadczył. Zachowanie niektórych szefów firm jest niedopuszczalne, ale ogromna większość z nich cierpi z powodu kryzysu i postępuje wspaniale — dodał.
- Taka akcja to nasza jedyna szansa — odpowiada Jean-Francois Caparros z lewicowego związku FO w zakładzie 3M w Pithiviers, produkującym farmaceutyki dla Amerykanów. Dyrekcja 3M ogłosiła w grudniu likwidację 110 z 235 etatów i przeniesienie 40 do innej firmy. Załoga zażądała wyższych odpraw, gwarancji pracy dla reszty i zapłaty za strajk, a gdy dyrektor Luc Rousselet odrzucił postulaty, pracownicy zabarykadowali drzwi do jego gabinetu i przetrzymali przez ponad dobę, aż przystał na korzystniejsze warunki.
Wcześniej, w połowie marca pracownicy przeznaczonej do zamknięcia fabryki Sony w Pontonx-sur-l'Adour, nie wypuścili z zakładu przez dobę szefa Sony-France Serge Fouchera i trzech członków dyrekcji. Domagali się wyższych odpraw. Trzecim głośnym przypadkiem był protest załogi Caterpillara w Grenoble. Dwa zakłady zatrudniające 2800 osób miały zwolnić 733 z nich, bo koncern z USA mający do czynienia z dramatycznym spadkiem zamówień postanowił zlikwidować na świecie 25 tys. miejsc pracy. W Grenoble „uprowadzono” 5 osób: dyrektora Nicolasa Polutnicka, szefa działu kadr i trzech innych członków dyrekcji. Załoga zarzucała dyrekcji bojkotowanie narad z jej przedstawicielami, żądała wznowienia negocjacji o wyższych odprawach.
Najnowszą akcją było zatrzymanie przed Świętami Wielkanocnymi w siedzibie dyrekcji brytyjskiej firmy Scapa (taśmy klejące) w Lyonie dyrektora generalnego Scapa-France, Francuza i 3 Brytyjczyków: szefa operacji europejskich, dyrektora finansowego i szefowej działu kadr Scapa-France. Grupa zatrudniająca na świecie 1500 ludzi postanowiła zamknąć zakład w Lyonie (60 ludzi) z powodu spadku o połowę zamówień w motoryzacji w 2008 r. Zwalniani mieli dostać łącznie 890 tys. euro odprawy, ale po „boss-nappingu” suma ta wzrosła do 1,7 mln euro.