„Rz” ustaliła, że resort finansów i Kancelaria Premiera pracują nad kolejnym sposobem ograniczenia długu publicznego. Chcą, by pod koniec dnia wszystkie wolne środki, których ministerstwa, fundusze i rządowe agencje nie zdołają wydać, wracały na konto ministra finansów. Mógłby on wówczas swobodniej dysponować publicznymi pieniędzmi i na bieżąco zasypywać dziury tam, gdzie środków brakuje.
Ten projekt krytykują już np. wrocławskie uczelnie, które w większości mają konta w BZ WBK. W specjalnym stanowisku napisały, że to są przecież ich pieniądze i dlaczego ma nimi dysponować minister finansów. Jacek Przygodzki, rzecznik Uniwersytetu Wrocławskiego, tłumaczy, że zyski z lokat wystarczają nawet na zapłatę za rachunki za prąd w kilku uniwersyteckich budynkach.
Planem MF nie są zachwycone także banki. – Każdy właściciel ma prawo dysponować swoimi pieniędzmi i wybierać bank, w którym chce je lokować – wyjaśnia Jarosław Dąbrowski, były prezes DNB Nord. Dodaje, że polityka rządu powinna być bardziej otwarta i nastawiona na zysk, chyba że BGK czy PKO BP, które jego zdaniem mogłoby rachunek MF na zasadach rynkowych poprowadzić, zaproponuje konkurencyjne oprocentowanie.
Michał Boni, doradca ekonomiczny premiera, wyliczył, że dzięki konsolidacji finansów publicznych dług spadnie o 10 mld zł. Ekonomiści wątpią w powodzenie tego planu, ale wskazują, że na lokatach bankowych publicznych instytucji w ciągu ostatnich 12 miesięcy leżało średnio prawie 20 mld zł. – Teraz trudno przerzucić pieniądze z agencji np. do ZUS, któremu brakuje na wypłatę świadczeń i musi zaciągać jednodniowy kredyt w banku – wyjaśnia Ryszard Petru, główny ekonomista BRE Banku.
– Rzecz nie polega na tym, aby jakiekolwiek pieniądze komukolwiek zabierać, ale by umiejętniej zarządzać publicznymi środkami – dodaje były minister finansów Mirosław Gronicki. – Zasadę, że na koniec dnia nikt nie może trzymać na swoim koncie gotówki, ale przelewać ją na konto centralne, wprowadziły już u siebie np. Słowacja i Belgia. Gronicki dodaje, że wówczas będzie można wykazywać dług netto i w takiej sytuacji może on być niższy faktycznie nawet o 10 mld zł.