Do końca września Rada Ministrów powinna ostatecznie przyjąć przyszłoroczny plan finansowy państwa i przesłać go do Sejmu. Jak jednak zauważył wczoraj minister finansów Mateusz Szczurek, ze względu na zmianę rządu istnieje spore ryzyko niedotrzymania tego terminu. – Trzeba się liczyć z możliwością opóźnienia w zależności od tego, jak szybko nowy gabinet będzie zaprzysiężony i zacznie pracę pełną parą – mówił.
Nowy rząd, na którego czele stanie Ewa Kopacz, ma zostać powołany przez prezydenta Bronisława Komorowskiego w przyszły poniedziałek (22 września). Prawdopodobnie kilka dni później (27 września) na specjalnym posiedzeniu premier będzie się z kolei starać o wotum zaufania dla swojej ekipy i planów. Gdyby nowa szefowa gabinetu i jej ministrowie chcieli przedstawić Sejmowi projekt budżetu bez opóźnień, na wprowadzenie swoich poprawek mieliby trzy dni (przy założeniu, że prace ruszą po uzyskaniu wotum).
– To mało czasu – przyznaje Sławomir Kopyciński, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych z Twojego Ruchu. – W szczególnych sytuacjach dopuszczalne jest opóźnienie prac nad budżetem, a obecna sytuacja taka właśnie jest. Wolę, by pani Kopacz nie była malowanym premierem i wzięła odpowiedzialność za budżet na przyszły rok, nawet kosztem poślizgu – dodaje. – Jeśli opóźnienie będzie wynosić kilka dni, posłowie i senatorowie mogą je „nadrobić" – zauważa z kolei Paweł Arndt, wiceprzewodniczący komisji z PO.
Parlament musi uchwalić budżet do końca stycznia. W tym czasie rząd uprawniony jest także do składania autopoprawek.
Tymczasem wykonanie tegorocznego budżetu idzie całkiem sprawnie. Jak wynika z wczorajszych danych resortu finansów, deficyt budżetu po sierpniu sięgnął 24,6 mld zł. To znacznie mniej niż zakładane na ten okres 36,8 mld zł. Lepiej od oczekiwań wyglądają dochody (są o 6,8 mld zł wyższe), a pewne oszczędności udaje się uzyskiwać także po stronie wydatków (o 5,5 mld zł niższe niż plan na osiem miesięcy).