Z danych resortu obrony narodowej wynika, że pod bronią jest dziś 172,5 tys. osób. Celem jest jednak armia 300-tys. Ma się ona składać z 200 tys. żołnierzy zawodowych, 50 tys. żołnierzy WOT oraz 50 tys. z dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej.
Oficjalnie Centralne Wojskowe Centrum Rekrutacyjne zakłada, że liczba 300 tys. żołnierzy zostanie osiągnięta do 2035 r. Jednak Mateusz Kurzejewski, dyrektor Centrum Operacyjnego MON, twierdzi, że ten stan zostanie osiągnięty wcześniej, być może już nawet za kilka lat.
Armia potrzebuje żołnierzy, bo tworzy nowe garnizony, głównie na wschodzie kraju, ale proces budowania większego wojska jest trudny i oparty na wielu zmiennych. Co roku mundur zdejmuje kilka tysięcy wojskowych. MON podaje, że w 2022 r. odeszło aż 8988 żołnierzy zawodowych. To rekordowa liczba, ale niepełna. Jeśli do tego dodać rezygnację 7962 ochotników z WOT (z czego 1050 zdecydowało się na przejście do zawodowej służby wojskowej), to mamy już liczbę 15,9 tys.
Co ciekawe, wśród odchodzących żołnierzy zawodowych mniej więcej co trzeci nie nabył uprawnień emerytalnych. To oznacza, że albo nie sprawdzili się w wojsku, albo postanowili zrezygnować, bo armia nie spełniła ich oczekiwań. Z naszych informacji wynika, że poważny procent stanowili ci, którzy zrezygnowali, gdy zostali wysłali na granicę z Białorusią. Sporą grupę stanowili też ci, którzy rezygnowali ze służby z powodu wzrastającej inflacji.
Nasi rozmówcy podkreślają, że w tym roku sytuacja może się zmienić. MON stworzył warunki finansowe, które mają zachęcić do wybrania dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej – taki młody żołnierz na rękę dostaje 4960 zł miesięcznie. Wojsko modernizuje się, żołnierze w większym stopniu mają do czynienia z nowoczesnym sprzętem itp.