Po raz pierwszy od pięciu lat luka w kasie rządu federalnego była mniejsza niż bilion dolarów. W rekordowym 2009 roku deficyt wyniósł 1,4 bln dolarów, czyli około 10 proc. PKB. W zakończonym 30 września roku budżetowym 2013 był już o 51 proc. niższy.
Na mniejszy deficyt złożyło się kilka czynników. Najważniejszym jest poprawa sytuacji gospodarczej w USA, co sprawiło, że do kasy federalnej zaczęło spływać więcej pieniędzy z podatków. Na wzrost przychodów złożyło się także wygasanie programów stymulacyjnych mających ułatwić wychodzenie z recesji oraz podwyżka podatków dla osób o najwyższych dochodach.
Ograniczano także wydatki. Niskie stopy procentowe sprawiały, że obsługa długu publicznego nie poszła znacząco w górę. Od marca obowiązują też w USA obowiązkowe cięcia budżetowe (tzw. sekwestracja) przyjęte przez Kongres na wypadek braku porozumienia w sprawie ograniczenia deficytu. Ograniczyły one wydatki budżetowe o dodatkowych kilkadziesiąt miliardów dolarów. Końcowy bilans poprawiły także pieniądze o federalnego konsolidatora kredytów hipotecznych Fannie Mae, który zwrócił większość spośród 187 miliardów dol. otrzymanych w ramach pakietu ratunkowego funduszy. Dzięki temu po raz pierwszy od pięciu lat decicyt budżetowy zszedł poniżej progu 5 proc. PKB (w 2012 roku wyniósł 6,8 proc. PKB czyli 1,1 biliona dolarów.)
Wydatki państwa federalnego osiągnęły w ubiegłym roku poziom 20,8 proc. PKB i okazały się mniejsze od 22 proc. odnotowanych rok wcześniej – między innymi dzięki mniejszym nakładom na obronę i świadczenia dla bezrobotnych. Rosły jednak obciążenia państwa z tytułu obowiązkowych świadczeń socjalnych – na fundusz emerytalny Social Security i ubezpieczeniowy Medicare.
Sytuacja finansowa USA w krótkoterminowej perspektywie będzie się poprawiać. Prognozy ponadpartyjnego Kongresowego Biura Budżetowego przewidują, że już w 2015 deficyt spadnie do 2,1 proc. Potem jednak obowiązkowe wydatki państwa, związane z konsekwencjami wchodzenia w wiek emerytalny pokolenia powojennego wyżu demograficznego, zaczną znów rosnąć, o ile Kongres nie zdecyduje się na poważniejsze reformy.