Po listopadzie deficyt w budżecie państwa wyniósł 38,5 mld zł – podało w poniedziałek Ministerstwo Finansów. To stosunkowo mało, bo w swoim harmonogramie resort spodziewał się dziury o 4,7 mld zł wyższej.
Coraz bardziej prawdopodobny staje się więc scenariusz, o którym ekonomiści wspominają już od kilku miesięcy – dziura w budżecie na koniec roku będzie mniejsza niż przyjęta w nowelizacji ogromna kwota 51,6 mld zł. Pytanie – o ile mniejsza?
Minister finansów Mateusz Szczurek mówił kilka dni temu o kilku miliardach złotych, a główny ekonomista Ministerstwa Finansów Ludwik Kotecki – o 8–9 mld zł. Część rynkowych analityków uważa, że oszczędności rzędu do 10 mld zł są zbyt optymistycznym oczekiwaniem, ale spokojnie można mówić o 5–6 mld zł.
Budżet zarabia na konsumpcji
Co ważne, ograniczenie budżetowej dziury będzie wynikało zarówno efektów po stronie dochodów jak i wydatków. – Już od jakiegoś czasu widać poprawę w dochodach budżetowych, a listopadowe dane potwierdziły kontynuację tego trendu – mówi Aleksandra Świątkowska, ekonomistka BOŚ Banku.
W listopadzie dochody wyniosły w sumie 255,8 mld zł i były o 7 mld zł niższe niż rok wcześniej. Ale w porównaniu z harmonogramem okazały się już o 1,3 mld zł wyższe. Jeśli tak dalej pójdzie, to po grudniu w kasie państwa może być więcej o 4-7 mld zł do planu. – Bardzo istotne jest to, że w III kwartale nie tylko nasza gospodarka zaczęła odżywać, ale także zmieniała się struktura wzrostu. W końcu ruszyła konsumpcja a to na konsumpcji budżet zarabia najlepiej – mówi Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea Bank. Do tego zwiększyły się także inwestycje i import, co także jest trendem korzystnym dla kasy państwa.