Na ten pojedynek czekano od czterech lat, od wrześniu 2018 roku, i wygranej „Canelo” Alvareza z Kazachem. W ich pierwszej walce, rok wcześniej, wypunktowano remis, ale werdykt powszechnie uznano za niesprawiedliwy. Zdaniem wielu ekspertów w rewanżu Gołowkin też był lepszy, a w najgorszym wypadku zasłużył na remis. Statystyki też są za Gołowkinem. W 18 z 24 rund zadał więcej ciosów.
Dwie pierwsze walki Meksykanin z Kazachem stoczyli w wadze średniej, teraz bić się będą w wyższej kategorii, superśredniej, w której króluje 32- letni Alvarez, do którego należą tytuły organizacji WBC, IBF, WBA, WBO oraz pas magazynu „The Ring”.
„Canelo” nie ukrywa osobistej niechęci do Kazacha, aktualnego mistrza wagi średniej i mówi wprost, że go znokautuje. Bukmacherzy również nie mają wątpliwości, kto wygra, dla nich Alvarez jest pewniakiem, mimo punktowej porażki w ostatniej walce z Rosjaninem Dmitrijem Biwołem, mistrzem wagi półciężkiej. Dla ludzi, którzy znają się na boksie nie ulega wątpliwości, że do trzeciego pojedynku Alvareza z Gołowkinem powinno dojść dwa, trzy lata wcześniej, ale nie zmienia to faktu, że i tak jest to hit, który przejdzie do historii tej dyscypliny. Takich trylogii nie było zbyt wiele.
Alvarez i Gołowkin, pochodzą z różnych bokserskich światów. Meksyk to wylęgarnia zawodowych czempionów, Kazachstan zaś długo cenił tylko tych, którzy wygrywali na olimpijskich ringach.
Mimo upływu lat, wiara w znacznie starszego 40 - letniego Gołowkina, szczególnie wśród jego zwolenników, wciąż jest mocna i nie pozbawiona argumentów. Wielki mistrz z Karagandy nie zapomniał przecież nagle swojego znakomitego lewego prostego, który od zawsze był jego znakiem firmowym, siły ciosu też nie stracił, o czym przekonał się ostatni rywal, mistrz olimpijski , Japończyk Ryota Murata, poddany w kwietniu na oczach 60 tysięcy rodaków w Saitamie.