„Taktyka zawstydzania” odnosiła się dotychczas raczej do podróży lotniczych, które są formą transportu zbiorowego przypuszczalnie najbardziej szkodzącą środowisku naturalnemu. Jednak moda na świadome ograniczanie konsumpcji w celu ochrony naszej planety przenosi się także na inne zachowania konsumentów i przekłada na niższe zyski tych firm, które bazują na częstych zakupach.
Zdaniem Karla-Johana Perssona, 44-letniego dyrektora generalnego H&M (i syna założyciela), branża odzieżowa staje się ofiarą wytykania zachowań przyczyniających się do kryzysu klimatycznego. Wiele protestów, których symbolem stała się Greta Thunberg, sprowadza się do promowania praktyk ograniczania konsumpcji.
Czytaj także: Sieć sklepów COS wypuściła nową kolekcję z niesprzedanych ubrań
- To może mieć niewielki wpływ na środowisko, ale będzie miało przerażające konsekwencje społeczne – stwierdził prezes Karl-Johan Persson, syn miliardera, cytowany przez Bloomberga.
Warty 2,5 biliona dolarów przemysł odzieżowy jest bowiem coraz częściej na celowniku eko-aktywistów, którzy zwracają uwagę, że branża zużywa gigantyczną ilość zasobów i promuje „szybką modę”. Faktycznie, przemysł odzieżowy odpowiada za ok. 10 proc. emisji gazów cieplarnianych oraz zużywa więcej energii niż lotnictwo i żegluga łącznie. Przy tym firmy odzieżowe zasadniczo zachęcają swoich klientów do częstego wymieniania garderoby, co doprowadza do tego, że konsumenci wyrzucają duże ilości wciąż zdatnych do użytku ubrań, na co zwracał uwagę analityk Bloomberga Charles Allen.