Podczas światowych salonów samochodowych producenci prześcigają się w prezentacji modeli przyjaznych dla środowiska. Podłączane do gniazdka elektrycznego, wydzielające jedynie wodę, z zamontowanymi bateriami, które ładują się podczas jazdy – takie auta już można kupić, tyle że w UE są o 2 – 3 tys. euro droższe od pojazdów tradycyjnych o podobnych parametrach. Tańsze są jedynie w krajach skandynawskich.
Jak w takiej sytuacji zachęcać do przesiadania się do mniej trujących aut? Wynagradzać właścicieli samochodów bardziej przyjaznych dla środowiska czy karać kupujących paliwożerne smoki? Premiować konkretne technologie, na przykład auta hybrydowe, czy dołożyć kolejny podatek. – Rządy w krajach europejskich nie mają na ten temat wspólnego zdania. To fatalna sytuacja – mówi Ivan Hodacz, sekretarz generalny ACEA, europejskiego stowarzyszenia producentów samochodów. – Nie rozumiem, dlaczego akurat miałyby być faworyzowane jakieś technologie, a już nie do pomyślenia jest, aby byli to jacyś producenci. Rozmawiamy w tej sprawie z Komisją Europejską.
W nowym roku Francja i Finlandia wprowadziły system kar i rabatów dla kupujących nowe samochody. We Francji każde auto emitujące powyżej 160 g CO2/100 km obciążone jest dopłatą 200 euro, a powyżej 250 g/100 km – aż 2600 euro. Jeśli jednak pojazd emituje poniżej 120 g CO2, jego właściciel otrzyma zwrot 200 euro, te zaś, jeszcze nieliczne, które mieszczą się poniżej 100 g (smart czy VW polo BlueMotion) – 1000 euro. W Finlandii zniżki będą uzależnione od ceny auta, ale kwotowo podobne są do francuskich. Szwedzi są mniej hojni, bo kupującemu toyotę prius albo zbliżone auto ekologiczne wypłacają 100 euro.
Tymczasem Polska nie ma żadnego programu wspierającego ograniczenie emisji CO2, a auta zarówno nowe, jak i używane obciążone są akcyzą uzależnioną jedynie od wielkości silnika. Piotr Żbikowski z biura prasowego Ministerstwa Gospodarki przyznaje, że aspekt ekologiczny brany jest pod uwagę jedynie w programie promocji biopaliw.
Wojciech Drzewiecki z Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar uważa, że najrozsądniejsze rozwiązanie to zastąpienie akcyzy podatkiem, którego wysokość uzależniona byłaby od wielkości zanieczyszczeń emitowanych przez pojazd. – Pozwoliłoby to na obniżenie cen samochodów nowych jako bardziej ekologicznych oraz ograniczyło import aut, których wiek przekracza dziesięć lat. Uniezależniłoby również dochody budżetu od koniunktury na rynku – mówi szef Samaru.