Nadziei na to, że Komisja Europejska nie nakaże jeszcze w lipcu polskim stoczniom zwrotu 5,2 mld zł pomocy publicznej, jest coraz mniej. – Decyzja jest już prawie przesądzona – mówił wczoraj w TVN 24 polski eurodeputowany Dariusz Rosati. Zarówno w Brukseli, jak i w Polsce dominowała wczoraj opinia, że w tej chwili polskie stocznie mogłaby uratować jedynie osobista interwencja premiera Donalda Tuska u przewodniczącego KE Jose Barroso. O interwencję do premiera i prezydenta zaapelowała też stoczniowa „Solidarność” w liście przesłanym mediom. Apel do unijnej komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes, od której bezpośrednio zależy los polskich stoczni, skierowała z kolei grupa prawicowych europosłów z Polski.
Sam premier przyznał wczoraj w rozmowie z dziennikarzami, że jest zaniepokojony sytuacją w stoczniach, ale rząd „robi wszystko, aby uchronić je przed czarnym scenariuszem”. Dodał też, że niezależnie od biegu wydarzeń, zadba o to, by „załogom stoczni nie stała się krzywda”.
Optymizmem nie emanował też podczas wczorajszej konferencji prasowej minister skarbu Aleksander Grad. – Prześlemy do komisarz Kroes wystąpienie, w którym stwierdzamy, że w wyniku negocjacji z inwestorami możemy wyjść naprzeciw oczekiwaniom KE. Nie możemy jednak rozpatrywać programów restrukturyzacji w oderwaniu od umów prywatyzacyjnych. A chcąc należycie zabezpieczyć interes Skarbu Państwa, nie możemy negocjować umów pod taką presją czasową. Dlatego prosimy o wydłużenie terminu na ich podpisanie do września – dodał. Oznaczało to ni mniej, ni więcej, że unijna komisarz, zamiast poprawionych programów restrukturyzacji stoczni, czego domagała się do wczoraj, dostała z Polski kolejną prośbę o więcej czasu na prywatyzację zakładów.
Wyznaczony przez Brukselę termin podpisania umów z inwestorami upływa 15 lipca. Skarb nie może jednak ich zawrzeć, bo kontrahenci nie chcą wziąć na siebie stoczniowych długów i strat wynikających z nierentownych kontraktów. A kolejnej pomocy publicznej ze strony Skarbu Państwa nie chce zaakceptować Bruksela.
Grad komplementował wczoraj inwestorów, że po środowych negocjacjach odstąpili już od części żądań pod adresem skarbu. Nie chciał jednak ujawnić, ile musieliby oni dołożyć z własnej kieszeni, żeby pokryć zobowiązania stoczni, i na jaką część tej kwoty wyrazili zgodę.