Oczekiwania są tak duże, a dotychczasowe osiągnięcia tak żenujące, że pewnie trudno będzie uwierzyć kierowcom, iż w temacie drogownictwa po roku sprawowania władzy przez rząd PO – PSL pojawiło się sporo optymistycznych sygnałów.
Po zmarnowanym I półroczu, kiedy to zamiast roboty więcej było powtarzanych w kółko mitów, choćby o cenowej zmowie wykonawców chcących w Polsce wybudować najdroższe na świecie autostrady, nastąpiło autostradowe przebudzenie rządu. Podpisano umowy na 220 km autostrad, z czego 168 km w ramach umów z partnerami prywatnymi. Poprzedni minister po zakończeniu swoich dwóch lat urzędowania miał o połowę mniejsze osiągnięcia. Możliwe jest podpisanie jeszcze w listopadzie umów na kolejne 270 km. Byłby to rekord w historii polskiego budowania, czy raczej niebudowania autostrad. Niedostateczne jest jednak zainteresowanie autostradami w miejscach, gdzie inwestorem będzie GDDKiA. Zagrożony jest termin realizacji autostrady A4 na odcinku Rzeszów – Korczowa oraz A1 Toruń – Stryków, gdzie dla odcinka Kowal – Stryków kończona jest dopiero inwentaryzacja przyrodnicza, a przetarg zaplanowano na koniec 2009 r.
Pozytywem jest weryfikacja, a przez to urealnienie programu budowy dróg do 2012 r. w zakresie dróg ekspresowych. Szkoda, że zajęło to rok. Do przodu poszliśmy w legislacji, by wymienić ustawę o koncesjach na roboty budowlane, ustawę o partnerstwie prywatno–publicznym, nowelizację ustawy o zamówieniach publicznych oraz ustawy o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych. Rozpoczęto współpracę z ekologami i dostosowano prawo krajowe do środowiskowych dyrektyw UE, co odmrozi środki z funduszy na realizację inwestycji. Rząd zainteresował się także drogami samorządowymi.
Nie udało się natomiast zgromadzić w budżecie ministra infrastruktury, a nie w rezerwach, wszystkich środków na inwestycje drogowe. Zapowiedziana decentralizacja GDDKiA jest połowiczna i wciąż wiele rozstrzygnięć ma wędrować do Warszawy po akceptację.