W kogo uderza wojna gazowa

Europejskie firmy mogą żądać odszkodowań. Przykład dała węgierska spółka Emfesz, która zaskarżyła Ukrainę i Naftogaz. Trzeba jednak pamiętać, że takie sprawy niełatwo jest wygrać.

Publikacja: 10.01.2009 04:05

Chociaż gaz odgrywa większą rolę w gospodarce Ukrainy niż Polski i jego zużycie jest znacznie większ

Chociaż gaz odgrywa większą rolę w gospodarce Ukrainy niż Polski i jego zużycie jest znacznie większe, to jednak nasi sąsiedzi dobrze przygotowali się do kryzysu z Rosją i mają pełne magazyny.

Foto: Rzeczpospolita

Dziś trudno jeszcze ocenić, w jakim stopniu przedsiębiorstwa, które ucierpiały w wyniku rosyjsko-ukraińskiej wojny gazowej, zmuszone przez konflikt do wstrzymania bądź ograniczenia produkcji będą mogły uzyskać zadośćuczynienie finansowe.

Dotychczasowe polskie doświadczenia w tym względzie pokazują, że sprawa jest skomplikowana. Wywalczenie odszkodowania przez nasze zakłady azotowe, Anwil czy PKN Orlen okazało się niemożliwe np. cztery lata temu, gdy ograniczono im dostawy gazu z powodu sporu między Białorusią a rosyjskim Gazpromem. Polskie spółki starały się łącznie o 20 mln zł odszkodowania.

Podobnych przykładów jest więcej. Nie zraziło to jednak firmy Emfesz z Węgier, drugiego pod względem wielkości importera gazu w tym kraju, która zaskarżyła w piątek w sądzie Unii Europejskiej w Luksemburgu Ukrainę i spółkę Naftogaz za „niewywiązywanie się z umów tranzytowych”. W uzasadnieniu Emfesz podała, że poniosła milionowe straty z powodu wstrzymanych dostaw. Według ukraińskiej agencji UNIAN właścicielem firmy jest Dmytro Firtasz, współwłaściciel spółki RosUkrEnergo pośredniczącej w sprzedaży rosyjskiego gazu na Ukrainę.

Podobne sprawy trudno jednak wygrać. Jeden z ekspertów rynku gazowego wyjaśnia to na przykładzie: – Kontrakt rosyjsko-polski jest np. tak skonstruowany, że PGNiG może odebrać w jednym miesiącu mniej gazu, niż wynikałoby to z harmonogramu, a w kolejnym nieco więcej, i tym samym wyrównać zakupioną ilość. Podobne możliwości ma rosyjski Gazprom w zakresie dostaw – mówi.

Gdyby takie wyrównanie dostaw nie nastąpiło, PGNiG ma prawo oczekiwać rekompensaty, ale musi też udowodnić, że z tego tytułu poniósł wymierne straty. Firma musiałaby przekonać stronę rosyjską, że sama musiała np. wypłacić odszkodowania tym klientom, wobec których nie wywiązała się z umowy.

W piątek prezes PGNiG Michał Szubski oświadczył, że zmniejszenie poziomu dostaw gazu nie zaszkodzi wynikom spółki w tym kwartale. PGNiG ok. dwóch trzecich sprzedawanego w Polsce gazu pozyskuje z importu, kupuje surowiec po cenach rynkowych, a sprzedaje po cenach ustalonych przez Urząd Regulacji Energetyki.

Na wstrzymaniu dostaw do Unii Europejskiej traci też sama Rosja. Były wiceminister energetyki Władimir Miłow oszacował, że w wyniku zakręcenia Ukrainie kurka z gazem ziemnym i odcięcia przesyłu surowca do zachodnich odbiorców jego kraj traci ok. 150 mln dolarów dziennie.

– W warunkach malejących wpływów z eksportu pieniądze te są Rosji absolutnie potrzebne – oświadczył cytowany w piątek przez Radio Echo Moskwy. Według Miłowa obecny kryzys ma „wyraźny podtekst polityczny”. – Białoruś i Armenia otrzymują paliwo po preferencyjnych cenach i Rosja nie ma żadnych problemów w stosunkach z tymi krajami – zauważył.

Mimo zapewnień ukraińskiej spółki Naftogaz, że zapasów gazu zgromadzonego w podziemnych zbiornikach wystarczy na długo (rezerwy szacowane na ponad 16 mld m sześc.), skutki zakręcenia kurka zaczynają już odczuwać przemysł i mieszkańcy kraju.

Dlatego Naftogaz wprowadził 50-proc. ograniczenie w dostawach gazu dla zakładów chemicznych i metalurgicznych (do 15 mln m sześc. na dobę). – Ograniczenia dotknęły głównie przedsiębiorstwa, które w związku ze światowym kryzysem finansowym mają problemy ze zbytem produkcji – tłumaczył rzecznik Naftogazu Walentyn Ziemliański. Z powodu kryzysu wstrzymał pracę m.in. zakład portowy w Odessie.

Mieszkańcom wielu ukraińskich miast zaczyna brakować ogrzewania i gorącej wody. Obwodowi dystrybutorzy gazu twierdzą, że są zmuszeni korzystać z awaryjnych rezerw mazutu. Trudna sytuacja utrzymuje się także na Krymie, gdzie znacznie ograniczono dostawy surowca.

[ramka][b]50 procent[/b]

mniej gazu trafia w związku z konfliktem z Rosją do ukraińskich zakładów chemicznych i hut[/ramka]

Rosja i Ukraina straciły wiarygodność

[ramka][b]Tomasz Chmal, ekspert Instytutu Sobieskiego[/b]

[b]Rz: Która ze stron zyska więcej na wojnie gazowej? Ostatnie dwa dni wskazują na to, że Unia Europejska idzie na pewne ustępstwa wobec Rosji, zgodziła się na wyjazd własnych obserwatorów i spełniła warunek Gazpromu o udziale jej ekspertów. [/b]

Tomasz Chmal: Obie strony – zarówno Ukraina, jak i Rosja – pokazały, że mogą być nieobliczalne, i straciły wizerunek wiarygodnych partnerów i dobrą reputację. A zgoda Komisji Europejskiej na rosyjskich obserwatorów nie ma większego znaczenia, dowodzi tylko pragmatycznego zachowania. Dla Rosjan jest to istotne o tyle, że premier Władimir Putin będzie mógł powiedzieć społeczeństwu, iż to jego kraj „jest górą”.

[b]Wznowienie dostaw rosyjskiego gazu do Europy, którego spodziewamy się w najbliższych dniach, może być satysfakcjonujące dla Brukseli, ale nie rozwiązuje kwestii spornych między Rosją i Ukrainą. Czy sądzi pan, że oba te kraje dojdą do autentycznego porozumienia i Kijów przystanie na rosyjską cenę – 450 dolarów za tysiąc m sześc. gazu?[/b]

Nie widzę możliwości, by Ukraina zapłaciła żądaną przez Gazprom cenę. Kraj nie jest na to przygotowany, trwa kryzys gospodarczy i polityczny. Gdyby Naftogaz zaakceptował wzrost cen, jak chce Gazprom, to byłoby to praktycznie równoznaczne z upadłością tej firmy, co jest nieprawdopodobne. Aktywa Naftogazu szybko stałyby się łatwym łupem czy to dla oligarchów ukraińskich, czy to dla Gazpromu. Rząd w Kijowie na pewno zdaje sobie z tego sprawę. Ale wiadomo, że Ukraińcy nie mogą w nieskończoność przeciągać sporu z Rosjanami. Bo to oznaczałoby za jakiś czas kolejne kłopoty z dostawami dla krajów unijnych, dlatego Bruksela powinna się włączyć w uzgodnienia na linii Moskwa – Kijów. Powinna wesprzeć obie strony, może negocjacje powinny się toczyć pod auspicjami Komisji Europejskiej, tak, by obie strony zawarły umowę przynajmniej na kilka lat, a nie tylko do końca 2009 r. Jeśli Bruksela pozostawi obie strony, to w grudniu znów będzie musiała się obawiać, czy nie zabraknie gazu. Poza tym autorytet Unii Europejskiej wpłynie dobrze nie tylko na same negocjacje, ale też spowoduje, że zawarte porozumienie będzie realizowane.

[b]Czy Komisja Europejska wyciągnie wnioski z obecnego kryzysu, czy też – wzorem lat ubiegłych – skończy się tylko na dyskusji i narzekaniu? A może poprze rosyjski projekt budowy gazociągu przez Bałtyk do Niemiec? Nie jest tajemnicą, że Gazprom właśnie na to liczy. [/b]

Czas pokaże, czy i jaką naukę ten kryzys gazowy dał krajom Wspólnoty. Wydaje się jednak oczywiste, że Komisja Europejska zrozumiała, że nie ma sensu jeszcze bardziej uzależniać krajów członkowskich od rosyjskiego gazu. Dlatego poparcie czy przyśpieszenie budowy rurociągu Nord Stream wydaje się mało prawdopodobne. Jeśli już Komisja będzie promować nowe drogi importu surowca, to raczej powinny to być: plan Nabucco z rejonu Morza Kaspijskiego oraz gazociąg Amber, a więc trasę z Rosji przez kraje nadbałtyckie do Polski i Niemiec. Jednak wyznacznikiem realizacji takich inwestycji powinien być popyt na gaz w Europie.

[b]Czy zatem sądzi pan, że Unia może po tej ukraińsko-rosyjskiej lekcji dojść do wniosku, że lepiej ograniczyć rolę gazu w energetyce?[/b]

Nie można wykluczyć takiego scenariusza. Może Unia zdecyduje się na promocję energetyki nuklearnej oraz na dofinansowanie badań i rozwoju nowych technologii ekologicznych, a w takiej sytuacji gaz w produkcji energii straciłby nieco na znaczeniu. To byłby cios dla Gazpromu. Okazałoby się, że wszystkie te misterne plany koncernu i Kremla zwiększenia uzależnienia Europy od rosyjskiego gazu są niewykonalne.

[/ramka]

Dziś trudno jeszcze ocenić, w jakim stopniu przedsiębiorstwa, które ucierpiały w wyniku rosyjsko-ukraińskiej wojny gazowej, zmuszone przez konflikt do wstrzymania bądź ograniczenia produkcji będą mogły uzyskać zadośćuczynienie finansowe.

Dotychczasowe polskie doświadczenia w tym względzie pokazują, że sprawa jest skomplikowana. Wywalczenie odszkodowania przez nasze zakłady azotowe, Anwil czy PKN Orlen okazało się niemożliwe np. cztery lata temu, gdy ograniczono im dostawy gazu z powodu sporu między Białorusią a rosyjskim Gazpromem. Polskie spółki starały się łącznie o 20 mln zł odszkodowania.

Pozostało 93% artykułu
Biznes
Rekordowa liczba bankructw dużych firm na świecie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Święta spędzane w Polsce coraz popularniejsze wśród zagranicznych turystów
Biznes
Ministerstwo obrony wyda ponad 100 mln euro na modernizację samolotów transportowych
Biznes
CD Projekt odsłania karty. Wiemy, o czym będzie czwarty „Wiedźmin”
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Jest porozumienie płacowe w Poczcie Polskiej. Pracownicy dostaną podwyżki