[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/09/16/czy-bezrobocie-wymusi-reformy/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Rosnące słupki bezrobocia jeszcze długo będą psuły efekty wielkiej narodowej autoterapii, kreującej nasz kraj na prymusa Europy.
Prymusem owszem jesteśmy, ale w szkole o wyjątkowo niskim poziomie. Jedno- czy dwuprocentowy wzrost gospodarczy, który mamy szansę osiągnąć w tym i w przyszłym roku, to tak naprawdę stagnacja. W tej sytuacji firmy nadal będą musiały szukać oszczędności, a gdy skończą się im prostsze i tańsze sposoby, będą zwalniać ludzi.
Ekonomiści różnie na to patrzą. Niektórzy – zwolennicy hasła "im gorzej, tym lepiej" – uważają, że rzesze bezrobotnych to nie taka zła sytuacja. Gdy zacznie się ożywienie, przedsiębiorcy będą bowiem mogli przebierać w pracownikach, którzy za małe pieniądze dadzą z siebie dużo więcej, zapewniając przewagę konkurencyjną i szybką poprawę wyników także w gospodarce jako całości.
Szczęśliwie nikt nie prognozuje, że w Polsce bezrobocie dojdzie do takiego poziomu, byśmy mogli uczynić z niego przewagę konkurencyjną. Dlatego duża liczba osób bez pracy pozostanie tym, czym jest w istocie – pilnym problemem społecznym, w którego rozwiązaniu powinni uczestniczyć rządzący.