A powrót do wielkości „przedkryzysowych” potrwa co najmniej cztery, a nawet pięć lat – uważa międzynarodowa organizacja zrzeszająca przewoźników lotniczych IATA.

Spadek w tym roku wyniesie nie mniej niż 3,1 proc., przyszły rok przyniesie cherlawy wzrost na poziomie 0,5 proc.

Psychologiczna granica 5 mld przewiezionych pasażerów, do której linie miały nadzieję dojść już w 2012 r., oddala się. Jeszcze w przyszłym roku spadek przewozów w porównaniu z prognozą sprzed kilku miesięcy wyniesie aż 10 – 12 proc. Potem rynek powinien rosnąć w stałym tempie ok. 5 proc. rocznie.

Obecny kryzys jest najsłabiej odczuwalny w Azji, a do wzrostu dochodzi zwłaszcza na wewnętrznym rynku chińskim. Z kolei europejskie linie przyznają, że obserwują powolną stabilizację spadku przewozów.

Przewoźników cieszy również powrót, choć powolny, pasażerów, którzy przynoszą największe zyski, czyli podróżujących klasą biznes i pierwszą. Jest to zauważalne zwłaszcza na długich trasach i przede wszystkim w Azji. Natomiast w Europie klasa biznes powoli zamiera. Firmy, bo to głównie ich pracownicy zapełniali przednie fotele w samolotach, nie są już skłonne płacić po tysiąc euro za dwugodzinny lot pracownika. Przewoźnicy starają się również wypełnić jak najwięcej miejsc w samolotach i na zachętę obniżają ceny na kilka, kilkanaście miejsc. Przy dużym szczęściu z Warszawy w każde miejsce w Europie można polecieć za niespełna 300 zł.