To największy obecnie przetarg w polskiej armii. Jego wartość podnosi temperaturę rywalizacji między najbardziej liczącymi się producentami: Korea Aerospace Industries oferującym odrzutowce T-50, włoską Alenią Aermacchi, która robi szkolne maszyny M-346 i brytyjskim koncernem BAE Systems proponującym samoloty Hawk AJT.
Zdaniem lotniczych ekspertów wyjątkowo wyśrubowane techniczne wymagania, jakie stawia Ministerstwo Obrony Narodowe, już na starcie faworyzują szkolno-bojowy koreański Golden Eagle.
– Technologiczną poprzeczkę zawieszono tak wysoko, że kłopoty ze spełnieniem oczekiwań miałyby w tym konkursie nawet najnowsze bojowe myśliwce ze światowej czołówki – twierdzi Grzegorz Hołdanowicz, redaktor naczelny fachowego pisma"Raport WTO". Jego zdaniem wojsko wyraźnie oczekuje, że przyszły samolot nie tylko zaspokoi potrzeby szkoleniowe, ale też przy okazji wypełni lukę w uzbrojeniu sił powietrznych, które muszą wycofywać przestarzałe szturmowce Su-22 z czasów układu warszawskiego.
– Potrzebujemy samolotów przede wszystkim do treningu pilotów, walory bojowe są na drugim planie – twierdzi Marcin Idzik, wiceminister obrony narodowej ds. modernizacji. Idzik zapewnia, że nie może być mowy o preferencjach dla żadnego producenta. – Zapisane w konkursowej dokumentacji trudne wymagania techniczne traktujmy jako punkt wyjścia do negocjacji z potencjalnymi dostawcami, które ruszają 4 października. Sprawa jest otwarta. Zależy nam jedynie na utrzymaniu w przetargowej grze jak największej liczby producentów i zdrowej konkurencji – podkreśla wiceminister, który ma wpływ na wydanie w tym roku ponad 5 mld zł na nowe uzbrojenie dla armii.
Płk Jerzy Pikuła, dyrektor Departamentu Zaopatrywania Sił Zbrojnych w MON, ujawnił "Rzeczpospolitej", że w konkursie maksymalnie 70 proc. punktów komisja przetargowa będzie mogła przyznać za cenę i wszelkie koszty utrzymania odrzutowców podczas wieloletniej eksploatacji, 20 proc. za parametry techniczne i 10 proc. punktów za inwestycje offsetowe.