Litewski rząd oskarża Gazprom w Komisji Europejskiej o nadużycie dominującej pozycji. Rosyjski gigant jest głównym dostawcą gazu ziemnego na Litwę. Poza tym razem z niemieckim koncernem E.ON Ruhrgas jest współudziałowcem (37 proc.) narodowej firmy Lietuvos Dujos. Na początku roku Rosjanie poinformowali, że nie obniżą cen gazu eksportowanego na Litwę, choć zapowiedzieli zmniejszenie opłat o 15 proc. dla Estonii i Łotwy.

Minister energetyki w liście do Brukseli zaznaczył, że oczekuje, iż Komisja Europejska nakaże rosyjskiemu potentatowi, by dostarczał gaz na przejrzystych i niedyskryminacyjnych zasadach. Równocześnie władze w Wilnie chcą mieć pewność, że warunki dostaw gazu rosyjskiego na Litwę „będą zależały tylko od warunków ekonomicznych”. W opinii nie tylko rządu, ale i ekspertów, sprzedaż droższego gazu Litwie to rodzaj kary Gazpromu za plan podziału firmy Lietuvos Dujos. Litwini, chcąc spełnić wymagania unijne związane z wdrożeniem nowego pakietu energetycznego, szykują wydzielenie z tej narodowej firmy części przesyłowej, czyli kluczowych gazociągów, i oddanie jej niezależnemu (od innych podmiotów na rynku) operatorowi. Władze litewskie napotkały sprzeciw nie tylko Gazpromu, ale też niemieckiego E.ON, choć to unijny potentat.

Władze w Wilnie apelują do Komisji Europejskiej, by wpłynęła na zarząd rosyjskiego koncernu, uniemożliwiając mu wywieranie presji ekonomicznej, która blokuje liberalizację rynku litewskiego i wydzielenie sieci przesyłowej z Lietuvos Dujos. Rosjanie tymczasem twierdzą, że nie ma powodu do wydzielenia sieci i jest to działanie na niekorzyść głównych udziałowców firmy. Rząd natomiast jest zdeterminowany, by reformę przeprowadzić. Na razie trudno ocenić, czy i jaką pomoc może uzyskać w Komisji Europejskiej. Wydaje się, że Bruksela ma niewielkie możliwości oddziaływania na rosyjską firmę, a jeśli już – to raczej nieformalne. Ale sam fakt oficjalnego poparcia dla władz w Wilnie ze strony unijnego komisarza ds. energii lub szefa Komisji mógłby mieć duże znaczenie.