Od ubiegłego miesiąca Francuzi nie mogą rejestrować nowych luksusowych samochodów marki mercedes klasy A, B, CLA i SL. Daimler zaskarżył decyzję do francuskiego sądu administracyjnego, który poprosił rząd o ponowne zweryfikowanie decyzji. Ten był nieugięty i pod koniec ubiegłego tygodnia podtrzymał zakaz.
Teraz Daimler (producent mercedesów) lobbuje w Brukseli, ale jego sytuacja jest trudna. Musi udowodnić Francuzom uchybienia proceduralne. Bo co do zasady Paryż miał prawo podjąć taką decyzję. Niemiecki koncern stosuje bowiem w systemach klimatyzacji wspomnianych modeli zakazany przez UE preparat.
Sama Komisja Europejska wezwała już Niemców do wycofania preparatu z produkcji (istnieje ryzyko jego palności) i zastąpienia go innym akceptowanym przez Brukselę. Ale niemiecki urząd kontrolny pod wpływem argumentów Daimler pozwolił na używanie preparatu do końca 2017 roku. Koncern samochodowy twierdzi bowiem, że z jego testów wynika, iż nowy preparat jest bardziej niebezpieczny. Dopóki Niemcy nie zmienią decyzji, a KE nie zakończy procedury wobec tego kraju, to inni mają prawa zakazać rejestracji spornych samochodów.
Zrobiła to jednak tylko Francja. Zakaz dotyczy modeli stanowiących połowę samochodów mercedes sprzedawanych we Francji. Już dotknął nabywców – nie wydano im blisko 5 tysięcy aut, z czego połowa była już opłacona. Dla Francji to więcej niż spór o czynnik chłodzący.
Chodzi o niemiecki prymat na rynku samochodowym, gdzie większe luksusowe auta producentów takich jak Mercedes, Audi, czy BMW mają się lepiej niż mniejsze i bardziej ekonomiczne marki Peugeot, Citroen, czy Renault. Mogłyby one ucierpieć w wyniku unijnych ambicji ekologicznych. W Brukseli zakończyła się procedura uzgadniania nowego limitu emisji 95 gramów CO2/km, który miałby być osiągnięty do 2020 roku. W bezprecedensowy sposób decyzję w ostatniej chwili zablokowali Niemcy, mimo że była dla niej większość w Parlamencie Europejskim i Radzie UE.