Jak pomóc w powrocie do zwykłego życia

Polska jest ciągle na pierwszej linii, uchodźcy z Ukrainy stale przybywają, i potrzebuje wsparcia, także finansowego, aby móc odpowiedzieć na wyzwania, mówili uczestnicy debaty.

Publikacja: 06.12.2023 08:00

Jak pomóc w powrocie do zwykłego życia

Materiał powstał we współpracy z Instytutem Studiów Wschodnich

Według UN Refugee Agency (UNHCR) – agendy ONZ, której zadaniem jest prowadzenie i koordynacja międzynarodowych wysiłków na rzecz ochrony uchodźców na świecie – do końca ub.r. liczba osób przemieszczonych w wyniku wojen, prześladowań, przemocy i łamania praw człowieka wyniosła rekordowe 108,4 mln. Obserwując sytuację w wielu punktach świata, już wiadomo, że na koniec br. liczba ta będzie jeszcze większa. Już teraz sięga 110 mln.

O całym procesie związanym z ucieczką przed wojną – od zaistnienia zagrożenia, przez reakcje ludzi, którzy nagle znaleźli się w ekstremalnej sytuacji, możliwości zapewnienia im pomocy po przygotowanie wsparcia dla nich w kraju, do którego przybywają, przede wszystkim na podstawie doświadczeń polskich z ostatnich kilkunastu miesięcy, rozmawiali uczestnicy debaty „Dramat ludzi, wyzwanie dla regionu. Pozamilitarne aspekty wojen”. Debata, która odbyła się w redakcji „Rzeczpospolitej”, została zorganizowana przez Instytut Studiów Wschodnich w ramach wydarzeń związanych z Forum Ekonomicznym w Karpaczu.

Skupienie na pomocy

Kevin J. Allen, przedstawiciel Agencji ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) w Polsce, zauważył, że kiedy jest mowa o migracji i poszukiwaniu miejsca na świecie, można uczynić z tego temat polityczny, ale UNHCR skupia się na ludziach.

– Częścią naszej pracy jest stanie z boku od polityki, a skupienie się na potrzebach osób zmuszonych do porzucenia swoich domów i ucieczki. Liczba takich osób jest ogromna, sięga już 110 mln. Tyle ludzi musiało uciekać, bo ich ziemie zostały zaatakowane, domy zbombardowane, a czasami doznali przy tym przemocy fizycznej czy seksualnej ze względu na pochodzenie etniczne, rasę czy poglądy polityczne, a w niektórych przypadkach nawet płeć – mówił.

Dodał, że nikt się nie spodziewał, że w środku Europy będziemy świadkami napływu takiej liczby osób, jak miało to miejsce w Polsce po wybuchu wojny w Ukrainie. – Przez większość pracy byłem w Afganistanie, Pakistanie, Myanmar, Bangladeszu, w Afryce. Nigdy nie myślałem, że zostanę wysłany do służenia pomocą w Polsce – mówił przedstawiciel UNHCR.

– Do Europy przez granicę z Polską napłynęło nagle 6 mln ludzi, a 3,5 mln zostało przesiedlonych wewnętrznie na terytorium Ukrainy – mówił. – Wyzwanie zaczyna się w momencie wybuchu wojny i decyzji o ucieczce, ale nawet gdy są już fizycznie bezpieczni muszą się przystosować do nowych warunków, nauczyć języka, znaleźć pracę, wysłać dzieci do szkoły, zadbać o opiekę medyczną, leki. Przez 20 lat pracy w UNHCR nigdy nie widziałem takiej reakcji, jaka miała miejsce w Polsce. Polska może postrzegać siebie jako światowe supermocarstwo pod względem pomocy humanitarnej. Miała ona miejsce na każdym poziomie – podkreślił.

Swoimi obserwacjami podzielił się Luca Steinmann, włoski korespondent wojenny i analityk geopolityczny. Był on na wielu arenach działań wojennych, od Syrii po Afganistan, od Armenii po Jordanię. Wojnę w Ukrainie relacjonował dla włoskich mediów z obu stron frontu.

– Przyjechałem do Doniecka 18 lutego, tuż przed wojną. Po jej wybuchu zostałem przez mniej więcej siedem miesięcy, relacjonując dla włoskich mediów to, co działo się w Mariupolu, Bachmucie, Chersoniu i innych miejscach, o których było głośno – mówił Luca Steinmann.

– Zawsze jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co dzieje się na terenach objętych wojną. Jedną z takich rzeczy jest to, jak część ludzie chce za wszelką cenę zostać. Z podobną sytuacją spotkałem się w Syrii, gdzie ludzie nie chcieli uciekać z bombardowanych terenów, podobnie było w Afganistanie, gdy mieszkańcy nie chcieli uciekać, mimo że na ich tereny wchodzili talibowie. Zawsze pytałem tych ludzi, czemu tak robią. Zrozumiałem, że nie chcą uciekać, bo tam jest ich całe dotychczasowe życie, wszystko, co zbudowali, co mają. W większości są to osoby starsze, wyjeżdżają młodsi. Są więc takie dwie postawy, każda z nich wymaga innego rodzaju wsparcia. Podobnie jest we wszystkich takich miejscach – opowiadał dziennikarz.

Artur Zaczyński, zastępca dyrektora Państwowego Instytutu Medycznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, szef Zespołu Pomocy Humanitarno-Medycznej (ZPHM), wskazał, że w Ukrainie była potrzeba pomoc właśnie dla obu tych grup ludzi.

– Jednym aspektem była pomoc dla osób, które uciekały wiele kilometrów. Wiadomo, że ci ludzie byli bardzo zmęczeni, po drodze zaczynali ciężko chorować, był luty, było bardzo zimno. Później powstały punkty medyczne w szkołach, ale najpierw najważniejsze było zapewnienie szybkiej pierwszej pomoc na linii ewakuacji. Drugim aspektem było wsparcie dla tych, którzy pozostali – mówił Artur Zaczyński.

– To były m.in. działania w pobliżu linii frontu, czy to w okolicach Kijowa, czy Izium. Była to pomoc humanitarna na zasadzie lekarzy pierwszego kontaktu, pomocy ze strony ratowników medycznych, pielęgniarzy, pielęgniarek. Kiedy pojawiliśmy się kilka miesięcy po rozpoczęciu konfliktu ludzie tam na miejscu po raz pierwszy od dawna widzieli lekarza, bo wszyscy lekarze zostali zmobilizowani na linię frontu. Ludność cywilna została praktycznie bez opieki medycznej. Kiedy przyjechaliśmy, olbrzymie kolejki stały do samochodów ZPHM, w których udzielaliśmy pierwszej pomocy, chociażby wydając leki na nadciśnienie tętnicze, bo ludzie przez wiele miesięcy nie mieli do nich dostępu – dodał szef ZPHM.

Ważna szybka pomoc

Sławomir Butkiewicz, zastępca szefa ZPHM , mówił o swoim doświadczeniu z pracy przy kilku akcjach ewakuacyjnych prowadzonych za granicą, m.in. z Afganistanu. – Ludzie uciekają z tym, co mają pod ręką. Nie są na to przygotowani, bo nie da się tego zrobić – zauważył.

– Jeśli chodzi o Ukrainę, jedną z pierwszych rzeczy, która się zadziała w Polsce, było przygotowanie pociągu medycznego. Funkcjonuje on do dziś, jest przystosowany do ewakuacji 150 pacjentów, w tym 70 w pozycji leżącej. Z pierwszego wyjazdu, który miał być testem, wróciliśmy z granicy z 650 kobietami i dziećmi. Od razu zdecydowaliśmy się pomóc, bo miał tam miejsce prawdziwy dramat. Były matki z trójką czy czwórką dzieci, czasem jeszcze psem czy kotem, do tego z dwoma torbami, z tym, co uciekając udało im się złapać do ręki. Potrzebne było przede wszystkim wsparcie humanitarne – żywność, opieka, wsparcie psychologiczne, niekiedy pomoc medyczna. Część osób miała odmrożenia – opowiadał Sławomir Butkiewicz. – Reakcja naszych rodaków w obliczu tej dramatycznej wymaga wielkiej pochwały. Ludzie otworzyli serca, pomagało bardzo wielu przedsiębiorców – dodał.

O pierwszych reakcjach, ale też potrzebach na przyszłość, mówił Krzysztof Inglot, ekspert rynku pracy, założyciel Personnel Service.

– Zatrudniamy ponad 70 proc. pracowników z Ukrainy, to ponad 7 tys. ludzi, więc czuliśmy emocjonalny obowiązek, by coś szybko zrobić. Nie mamy procedur na wypadek sytuacji wojennej, ale zastanowiliśmy się, jak możemy pomóc i po pierwsze uruchomiliśmy infolinię dla wszystkich firm w Polsce, aby szukać miejsc pracy dla kobiet, które przekraczały granicę, by mogły one zacząć budować sobie życie i zacząć zarabiać na opiekę nad dziećmi. Pozytywnie odpowiedziało 80 proc. firm. Kolejnym ruchem było otwarcie naszej bazy hoteli pracowniczych, aby osoby w trudnej sytuacji, prosto z drogi, miały się gdzie umyć i spędzić pierwsze noce. Później wysłaliśmy na granicę nasze mobilne biuro z pierwszą pomocą. To była ciężarówka, z której wydawaliśmy żywność dla kobiet i dzieci, to był też punkt informacyjny dla kobiet. Później przyszła pora na bardziej skomplikowane działania. Wielu naszych pracowników traciło na Ukrainie bliskich, więc zorganizowaliśmy wielomiesięczną pomoc psychologiczną. Później były rozmowy, m.in. z Wrocławiem, gdzie uruchomiliśmy przedszkola, żłobki, a także współpraca z ambasadą Ukrainy. To wszystko działo się bez żadnej strategii, wynikało z bieżących potrzeb. Ale jeżeli ludzie, społeczeństwo, ma otwarte serce, to każda pomoc się znajdzie – opowiadał Krzysztof Inglot.

Myśleć do przodu

O wyzwaniach związanych z przyjęciem ogromnej fali uchodźców mówił Grzegorz Pietruczuk, burmistrz Bielan.

– W ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin od wybuchu wojny okazało się, że potrzebna jest pomoc dla tysięcy ludzi. Zastanawialiśmy się, co możemy zrobić jako dzielnica Warszawy. Ktoś wpadł na pomysł, żeby już w sobotę zrobić koncert (wojna wybuchła w czwartek) i zbiórkę. Zaprosiliśmy do współpracy UNICEF, bo jako urząd nie mogliśmy prowadzić zbiórki. Od tego koncertu, na którym zebraliśmy kilkadziesiąt tysięcy złotych, rozpoczął się na Bielanach ogromny ruch społeczny. Jedna z grup pomocowych kierowana przez radną dzielnicy zaproponowała zbiórkę darów. Przyniesiono ich tyle, że halę garażową ratusza przekształciliśmy na magazyn – jak się okazało, na prawie pół roku. Stała się ona hubem przeładunkowym. Prawie 600 wolontariuszy przez wiele tygodni pracowało przy przekazywaniu tych darów zarówno do Ukrainy, w miejsca, gdzie są najbardziej potrzebne i staraliśmy się to weryfikować, jak też na miejscu. Potrzeby były takie, że w kilkanaście dni musieliśmy przekształcić dwie hale sportowe na punkty pobytowe. Dodatkowo na te potrzeby tylko na terenie mojej dzielnicy zostało udostępnionych ponad 500 mieszkań, a także miejsca noclegowe na terenie parafii, burs szkolnych, naszych internatów, hoteli, hosteli – opowiadał Grzegorz Pietruczuk.

O doświadczeniach Rzeszowa, który od początku wojny stał się centralnym miejscem, do którego przybywali uchodźcy z Ukrainy, mówił Jack Haffner, dyrektor programowy Ukraine-Poland Response w organizacji CORE Response. CORE (Community Organized Relief Effort) to globalna organizacja humanitarna, która w pierwszym dniu rosyjskiej agresji na Ukrainę stworzyła specjalny program Ukraine Response. Zapewnia ona zarówno szybką pomoc doraźną, jak i długoterminową odbudowę społecznościom w trudnej sytuacji. Jej siedzibą jest Rzeszów.

– Rzeszów, województwo podkarpackie, nagle stał się globalnym centrum świata humanitarnego. Krzyżują się tu wszystkie drogi tych, którzy jadą z Ukrainy do Polski lub dalej, a także tych, którzy z Polski lub Zachodu, jadą do Ukrainy – podkreślił Jack Haffner. – Aby zapewnić niezbędną pomoc od początku znajdujemy partnerów najpierw w lokalnych społecznościach, bo one doskonale rozumieją, co jest potrzebne. Potem idziemy coraz wyżej, do poziomu ONZ lub też innych międzynarodowych darczyńców instytucjonalnych.

Jack Haffner mówił także o perspektywach na przyszłość. – Trwa ożywiona debata na różnych poziomach. Z różnymi organizacjami, samorządami, rozmawiamy o tym, co dalej. Na świecie pojawiają się inne kryzysy, choćby na Bliskim Wschodzie, które odwracają uwagę świata od tego, co dzieje się tutaj. Musimy o tym przypominać. Bowiem Polska jest ciągle na pierwszej linii, uchodźcy przybywają codziennie, i potrzebuje wsparcia, także finansowego, aby móc odpowiedzieć na wyzwania – podkreślił.

Materiał powstał we współpracy z Instytutem Studiów Wschodnich

Materiał powstał we współpracy z Instytutem Studiów Wschodnich

Według UN Refugee Agency (UNHCR) – agendy ONZ, której zadaniem jest prowadzenie i koordynacja międzynarodowych wysiłków na rzecz ochrony uchodźców na świecie – do końca ub.r. liczba osób przemieszczonych w wyniku wojen, prześladowań, przemocy i łamania praw człowieka wyniosła rekordowe 108,4 mln. Obserwując sytuację w wielu punktach świata, już wiadomo, że na koniec br. liczba ta będzie jeszcze większa. Już teraz sięga 110 mln.

Pozostało 95% artykułu
Biznes
Tajemniczy wzrost kursu Allegro na giełdzie. Co dalej?
Biznes
Jaka będzie przyszłość rolnictwa?
Biznes
Włodzimierz Schmidt, prezes IAB Polska: Za sprawą AI wszyscy wchodzimy w nową erę
Biznes
Jest nowa szefowa PARP. "Agencja trafia w najlepsze ręce"
Biznes
USA chcą złagodzenia ograniczeń dotyczących marihuany
Materiał Promocyjny
Technologia na etacie. Jak zbudować efektywny HR i skutecznie zarządzać kapitałem ludzkim?