Wartość hurtowego rynku fonograficznego w ubiegłym roku wyniosła 270,3 mln zł – wyliczył Związek Producentów Audio Video (ZPAV). To o 10,1 proc. więcej niż w 2007 roku, co oznacza, że rynek urósł trzeci raz z rzędu. W Europie wpływy ze sprzedaży muzyki zwiększają się jeszcze tylko w Czechach.
Firmy fonograficzne przyznają, że i ten rok zaczął się dla nich dobrze. – Generalnie rynek fonograficzny w Polsce wciąż ma tendencje wzrostową. Jeśli wliczymy do rynku sprzedaż płyt wydawanych przez Agorę, to w pierwszych czterech miesiącach urósł o 30 proc., bez Agory – o 13 proc. – szacuje Piotr Kabaj, prezes EMI Music Poland.
Gros przychodów z działalności fonograficznej w Polsce (92 proc.) to wpływy ze sprzedaży tzw. nośników fizycznych, czyli m.in. płyt CD i muzycznych DVD, po 4 proc. stanowią przychody ze sprzedaży muzyki cyfrowej i wpływy z opłat z tytułu użytkowania muzyki. – Najszybciej zwiększają się dziś wpływy z muzyki cyfrowej, są one jednak wciąż niewielkim odsetkiem całego rynku, więc w liczbach bezwzględnych to nośniki fizyczne zapewniają wzrost – mówi Zofia Skubikowska, specjalista ds. statystyki i PR w ZPAV.
Jeszcze niedawno wpływy z muzyki cyfrowej były bliskie zeru, dziś wynoszą 4 proc., czyli 10,8 mln zł. – To jest bardzo mało, bo nie ma porządnego sklepu muzycznego w Polsce. Te 10,8 mln zł pochodzi głównie ze sprzedaży utworów do telefonów komórkowych. Sytuacja zmieniłaby się, gdyby – tak jak chce UE – w Polsce zaczął działać iTunes (wirtualny sklep z muzyką należący do Apple’a – red.), którego nie ma także w Czechach, na Węgrzech i Słowacji – mówi Piotr Kabaj.
Według Międzynarodowej Federacji Przemysłu Fonograficznego IFPI (International Federation of the Phonographic Industry) globalny rynek cyfrowej muzyki był wart w ubiegłym roku 3,7 mld dol., o 25 proc. więcej niż rok wcześniej. To już 20 proc. całego rynku fonograficznego na świecie.