Rząd w Madrycie zapewnia, że zrobi wszystko, aby w tych dniach zapewnić pasażerom minimum ruchu lotniczego, zatrudniając wojskowych kontrolerów lotów. Oznacza to jednak, że przynajmniej połowa rejsów zostanie odwołana, a przywracanie sytuacji do normy po zakończeniu strajku potrwa co najmniej dwa dni.
Za strajkiem opowiedziało się 98,25 proc. z 2300 kontrolerów – poinformował Związek Kontrolerów Ruchu Lotniczego (USCA). Kontrolerzy lotów w tym kraju należą do europejskiej elity zarobkowej. Ich roczne pensje wypłacane przez rządową agendę AENA (hiszpańska agencja żeglugi powietrznej) wahają się w granicach 200 – 900 tysięcy euro rocznie. Dotychczas w ramach umów o pracę mieli w roku 1000 godzin roboczych, ale większość z nich przepracowywała dodatkowo 600 godzin rocznie.
Stawka za godziny nadliczbowe wynosiła 300 proc. płacy w normalnym wymiarze. Warunki zmienione w lutym, a obowiązujące od 1 sierpnia 2010 r., przewidują wymiar pracy w skali roku w wysokości 1600 godzin i maksymalne wynagrodzenie 200 tys. euro, co w Hiszpanii jest bardzo wysoką pensją. Dla porównania ich brytyjscy koledzy zarabiają ok. dziesięciokrotnie mniej, a najlepiej opłacany kontroler w Polsce zarabia nieco poniżej 100 tys. euro rocznie.
Minister transportu Jose Blanco nakazał kontrolerom bezzwłoczne przyjęcie nowych umów. Wcześniej premier Hiszpanii Jose Luis Zapatero napiętnował ich walkę o pieniądze, nazwał ich milionerami cieszącymi się nieuzasadnionymi przywilejami w czasach, kiedy cała Hiszpania musi oszczędzać. Roczna pensja premiera Hiszpanii to 75 tys. euro.
Od momentu, kiedy było oczywiste, że rząd jest zdeterminowany, aby obniżyć krociowe zarobki kontrolerom, zatrudnieni na barcelońskim lotnisku El Prat zaczęli masowo brać zwolnienia lekarskie. Minister Blanco zapowiedział postępowanie wyjaśniające tę sytuację.