– Już w ciągu pierwszych dni po ogłoszeniu przymusowego parytetu akcje tych norweskich firm, w których nie było kobiet dyrektorów, spadły o ponad 3 procent – mówi „Rz" profesor Amy Dittmar z Uniwersytetu Michigan, która od kilku lat przygląda się ekonomicznym konsekwencjom wprowadzenia obowiązkowych parytetów.
Wielu biznesmenów i inwestorów w Norwegii sprzeciwiało się nowemu prawu, argumentując, że w kraju jest za mało kobiet z wystarczającym doświadczeniem biznesowym, ale dostosowali się do regulacji. Jakie są tego efekty?
– Do rad nadzorczych trafiły kobiety znacząco młodsze od zasiadających tam mężczyzn, w związku z tym mające mniejsze doświadczenie na najwyższych stanowiskach zarządczych – zauważa profesor Amy Dittmar. Zmuszone do wprowadzenia parytetu firmy bardziej się zadłużały, dokonywały większej liczby nieudanych przejęć, miały wyższe koszty. Traciły też na wartości (średnio co najmniej 10 proc). – Nie zauważyliśmy, aby po początkowym spadku wartości firm nastąpiło gwałtowne odbicie – twierdzi Amy Dittmar.
Naukowcy z Uniwersytetu Michigan dostrzegli też, że część firm szukała kompetentnych kobiet poza Norwegią. W latach 2001 – 2009 odsetek Norweżek w radach spadł z 96 do 93 proc.
Zdaniem prof. Dittmar wprowadzenie parytetów w innych krajach nie musi przynosić jednak tak negatywnych skutków jak w Norwegii. Do 2013 roku 40-proc. kwotę dla kobiet w radach nadzorczych mają wypełnić giełdowe spółki w Islandii, a do 2015 r. spółki we Francji i w Hiszpanii. Podobne regulacje wprowadzają Włochy, Holandia i Belgia.