Reklama

Lufthansa szuka drogi rozwoju

Linie lotnicze Lufthansa są największym przewoźnikiem na trasach z Europy do Azji. Niemcy jednak zdają sobie sprawę, że nie są w stanie utrzymać pozycji lidera, jeśli nie stworzą także na tych trasach, drugiej po Germanwings linii niskokosztowej

Publikacja: 02.04.2013 14:39

Miałaby ona obsługiwać połączenia między portami niemieckimi i najważniejszymi centrami  turystycznymi w Azji. Największym wyzwaniem pozostaje kwestia kosztów. Dzisiaj wprawdzie długie połączenia Lufthansy są bardziej konkurencyjna kosztowo, niż wykonywane przez Air France/KLM, SAS, British Airways czy Iberię. Ale znacznie droższe, niż jest to w przypadku Turkish Airlines, Singapore Airlines, Air China i Emirates. Zaś w najbliższym czasie niemieckiemu przewoźnikowi dojdzie na długich azjatyckich trasach kolejny konkurent - norweski Norwegian Air Shuttle. Norwegowie już lataliby do Bangkoku, gdyby nie opóźnienia w eksploatacji dreamlinerów.

Według analityków CAPA Aviation Centre, żeby takie przedsięwzięcie się udało, Grupa Lufhansy musiałaby ściąć koszty o 30 proc. Przy tym ani sama Lufthansa, ani cały Star Alliance nie mają partnera wśród przewoźników regionu Zatoki - QatarAirways wszedł do Oneworld, a Air France/KLM ma wspólne rezerwacje z Etihadem. Z kolei Emirates po stworzeniu joint venture z australijskim Qantasem nie szuka już kolejnych partnerów. To znacznie utrudnia stworzenie punktu przesiadkowego z możliwością taniego tankowania na Bliskim Wschodzie.

Jakby tych kłopotów było mało, także chińska Air China planuje ekspansję na trasach europejskich.

W tej sytuacji Niemcom pozostaje znalezienie partnera azjatyckiego, bądź też stworzenie własnej linii kosztowej, tak jak w Europie zdecydował się na Germanwings.

Analitycy ostrzegają jednak, że o ile niskokosztowa linia europejska nie jest wielkim wyzwaniem, o tyle zbudowanie przewoźnika długodystansowego z niemiecką centralą, stwarza poważne trudności. Najlepszy dowód, że jak na razie nikomu się to nie udało. Nawet Air Asia X, który próbował latać z Singapuru i Kuala Lumpur do Paryża i Londynu, musiał zawiesić w 2012 roku po 2 latach te trasy, bo przynosiły straty. Podobnie było z hongkońskim Oasis, który po kilku miesiącach zawiesił w 2008 roku połączenie Hngkongu z Europą.

Reklama
Reklama

Niemcy jednak doskonale wiedzą, że regularne połączenia Lufthansy z Azją wykazują mniejszą dynamikę wzrostu, niż jest to w przypadku lotów do obu Ameryk, czy nawet w Europie, bądź w Afryce. W latach 2010-2012 przychody Lufthansy wzrosły o 14 proc. podczas gdy w przypadku Azji i Pacyfiku było to jedynie 2 proc. I był to wynik znacznie gorszy, niż w przypadku konkurencji. Stąd właśnie pojawił się pomysł stworzenia własnego  low-costa, który z jednej strony pomógłby ściągnąć ruch, zaś z drugiej generował większy zysk.

Lufthansa próbowała już stworzyć joint venture z Turkish Airlines, gdzie prezes Temel Kotil konsekwentnie trzyma koszty. Była to pierwsza przymiarka do stworzenia własnej taniej linii która latałaby między punktami w Europie i Azji. Kolejna, to poszukiwanie niskokosztowego partnera w samej Azji. Niemcy mają świadomość, że budowanie siły takiego przewoźnika musi zająć sporo czasu. Chodzi o to, by do europejskich punktów „A" dowozić chętnych do tańszych podróży do Azji. Nie zmienia to jednak faktu, że ten europejski punkt „A", skoro będzie w Niemczech, nadal pozostanie większym obciążeniem finansowym, niż jest to w przypadku innych linii, które decydują się na latanie z tańszych lotnisk. Nie jest również wykluczone, że ze względu na napięcia w stosunkach zarządu ze związkowcami byłaby mała szansa, że pracownicy w zamian za gwarancję zatrudnienia zgodziliby się zarabiać mniej. W tej sytuacji bardziej prawdopodobne jest zatrudnienie pracowników azjatyckich, którzy zgadzają się na niższe zarobki, przy równie wysokiej wydajności. W każdym razie wiadomo już, że Lufthansa nie zamierza za wszelką cenę utrzymywać swojego statusu przewoźnika wyspecjalizowanego w obsłudze pasażerów klas premium. Przyszły model niemieckiego przewoźnika, ale i całej grupy łącznie z Austrian Airlines i Swissem ma być hybrydą, z całym wachlarzem poziomu 0usług i taryf odróżniających linie wchodzące w skład Lufthansa Group. Analitycy określają go na razie jako „niższy kosztowo", a nie niskokosztowy. Z kolei nazwa, mimo wszystko powiązana z Lufthansą, miałaby dać gwarancję jakości usług. Takiemu modelowi rozwoju na przyszłość ma towarzyszyć zamówienie odpowiednio dopasowanej floty - mają to być Airbusy A350, bądź, mimo dzisiejszych problemów, jednak dreamlinery B787.

Biznes
Producenci napojów uciekają z systemu kaucyjnego
Biznes
Donald Trump traci cierpliwość. Nowe sankcje na Rosję na horyzoncie
Biznes
Gwarancje dla Ukrainy, AI ACT hamuje rozwój, zwrot Brukseli ws. aut spalinowych
Biznes
Polskie firmy chcą zamrożenia AI Act
Biznes
Nowe technologie nieodłączną częścią biznesu
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama