– Jesteśmy tam dziewiąty rok; eksportujemy osprzęt elektroinstalacyjny. To ważny dla nas rynek, który stracił w kryzysie 2009 r., ale ostatnio szybko się odbudowywał. W ubiegłym roku zanotowaliśmy 26-proc. wzrost sprzedaży, ten rok zapowiadał się nieźle. Ale teraz wszystko stoi. Nikt się nie odważy zawierać nowych umów, choć Ukraińcy bardzo by chcieli – stwierdza Tomasz Jacak, kierownik działu eksportu BAKS z Karczewa.
Firma BAKS produkuje m.in. systemy nośne dla przemysłu energetycznego. Sprzedaje je do 16 krajów, w tym na Ukrainę.
– Panuje panika. Stają zakłady, bo połowa pracowników nie dojechała. Tak jest nie tylko w Kijowie i okolicach. W regionie lwowskim mamy kontrahenta, któremu zależy na wyprowadzeniu swoich pieniędzy z Ukrainy. Ponieważ firmy nie mogą mieć tam kont walutowych, więc próbują wytransferować środki, zawierając umowy z Polakami i dzięki temu przechować pieniądze za granicą – relacjonuje
Teraz największym problemem polskich eksporterów nie jest transport, bo zazwyczaj Ukraińcy odbierają w Polsce towar własnymi samochodami, ale właśnie przepływ pieniędzy.
– Ukraińskie banki wstrzymują przelewy. Nasz kontrahent 10 lutego zrobił przelew, minęło dziesięć dni, a my pieniędzy nie mamy – martwi się Jacak.