Ta śmiała inicjatywa ma poprawić pozycję marki segmentu premium, która ma trudności z uzyskaniem popularności na światowym rynku. Infiniti zainicjowana 25 lat temu w USA z podkreśleniem japońskiej estetyki sprzedała w ostatnim roku do końca marca ok. 180 tys. samochodów, około jednej dziesiątej tego co Audi.
Teraz chce zachęcić do kupowania Chińczyków i bardziej konkurować z uznanymi na świecie markami, Mercedesem-Benzem i Audi, więc stopniowo i bez rozgłosu wygasza japońskie korzenie i nabiera światowych cech — wyjaśnia szef marki, Johan de Nysschen. Nie zamierza przejmować od Niemców „zimnego, klinicznego wyglądu, a stara się być uwodzicielskim prowokatorem aby zwracać uwagę ludzi, urzekać, wzbudzać emocje" — dodaje ten dawny członek kierownictwa Audi pochodzący z RPA. Infiniti ma być „latino, bardzo latino"; niedawno wypuszczony na rynek sedan Q50 sugeruje już w dużym stopniu nowy kierunek we wzornictwie.
De Nysschen chce zwiększyć sprzedaż Infiniti do 500 tys. sztuk rocznie w ciągu 4-5 lat, z czego jedna piąta ma przypaść na Chiny. To będzie duży skok z poziomu 21 tys. sprzedanych w tym kraju po 12 miesiącach do marca. Dla porównania, Audi sprzedał na świecie 1,6 mln aut, w tym w Chinach 492 tys.
Założenia Infiniti są bardzo ambitne, ale nie niemożliwe — ocenia dyrektor działu bankowości inwestycyjnej w Guggenheim Securities w Nowym roku i weteran w obserwowaniu rynku motoryzacji, John Casesa. — Osiągnięcie każdego sukcesu będzie wymagać ogromnie dużo czasu i pieniędzy. Dominacja niemieckich marek luksusowych wyraźnie wskazuje, że powodzenie wynika z wielu wysiłków podejmowanych w długim czasie. Trzeba ciągle robić wspaniałe samochody. To może trwać 10, 15, 20 lat — dodaje.
Szlachetny zamiar
- Audi zapewnia Volkswagenowi połowę rentowności. Powinniśmy mieć podobny szlachetny zamiar — uważa de Nysschen (54), który przeszedł z Audi do Nissana jakieś półtora roku temu.