Pracownik banku, kupując w ostatnich miesiącach ubiegłego i na początku tego roku drożejące akcje spółek europejskich, doprowadził do łącznej straty ponad 4,9 mld euro. To mniej więcej tyle, ile wynosił roczny zysk banku w w ostatnich latach. Prezes Société Générale Daniel Bouton, ujawniając wczoraj nieprzyjemne informacje, określił sytuację jako „smutną i godną pożałowania”. Premier Francji Francois Fillon nie ukrywał, że cała sprawa jest bardzo poważna, niemniej nie ma nic wspólnego z obecną sytuacją na światowych rynkach finansowych. Bouton i jego zastępca Philippe Citerne zrezygnowali ze swoich półrocznych pensji.
Natychmiast wstrzymano obrót akcjami SocGen na paryskiej giełdzie, ale i tak ich cena systematycznie spadała od połowy ubiegłego roku i od tego czasu straciła połowę wartości. Kiedy po konferencji prasowej zarządu ponownie uruchomiono obrót akcjami, staniały one o kolejne 4 proc., do poziomu najniższego od trzech lat, a zjazd w dół został zatrzymany dopiero przez informację, że zarząd natychmiast uruchomił plan ratunkowy polegający na emisji praw do akcji uprzywilejowanych o wartości 5,5 mld euro. To już drugi poważny cios – pod koniec ubiegłego roku SocGen poinformował o stracie 2,05 mld euro na amerykańskim rynku ryzykownych kredytów hipotecznych.
Jakby tego było mało, agencja oceny wiarygodności kredytowej Fitch Ratings obniżyła wczoraj rating banku z AA do AA minus, a to z powodu informacji zarządu o zmniejszeniu prognozy zysku za rok ubiegły do 600 – 800 mln euro, gdy tymczasem za 2006 r. było to 5,2 mld euro. Pełne wyniki zostaną ujawnione 21 lutego.
Władze SocGen odkryły całą sprawę w ostatni weekend i natychmiast rozpoczęły śledztwo. Diler i jego szefowie zostali zwolnieni z pracy, a francuska komisja nadzoru bankowego oraz Banque de France prowadzą odrębne śledztwo. Prezes Daniel Bouton powiedział wczoraj na konferencji prasowej że nie wie, gdzie teraz może być jego były pracownik, który – jak przyznał – wykorzystał niesłychanie skomplikowane techniki bankowe do zatarcia śladów działalności, podejmował też decyzje znacznie wykraczające poza jego kompetencje. Dlatego toczy się przeciwko niemu również postępowanie karne.
– To był jeden człowiek, przy tym jednak tak inteligentny, że był w stanie umknąć naszym procedurom kontrolnym – mówił prezes. Związkom zawodowym wyjaśnił, że człowiek ten nie działał z chęci zysku. Diler przyznał się sam, kiedy po spadku kursów akcji pod koniec ubiegłego tygodnia zrozumiał, że nie jest w stanie odrobić strat.