Osoby, którym marzy się kierowanie tą instytucją, wiedzą, że jest to po prostu w tej chwili największe wyzwanie, jakie może dać menedżerowi polska gospodarka. Bank stoi w przededniu albo kolejnego skoku jakościowego, albo stagnacji. A co najważniejsze, jego szef ma dużą swobodę działania, mimo kontroli Ministerstwa Skarbu. Na pewno znacznie większą, niż ma wielu szefów banków z udziałem zagranicznego kapitału.
Prawie rok temu obecny prezes PKO BP przelał na papier swoje długoterminowe plany rozwoju. Nowe otwarcie według Rafała Juszczaka to zdobycie w 2012 roku pierwszego miejsca na rynku. By tego dokonać, trzeba dalej ciąć koszty, ale przede wszystkim wejść za rozsądną cenę na rynki zagraniczne. Tak naprawdę na horyzoncie są tylko dwie możliwości, bo otwieranie kolejnej placówki PKO BP w Londynie nic już nie pomoże. Albo dalsza ekspansja na rosnącym rynku ukraińskim, lub równoprawny alians z innym bankiem w regionie (np. także z kontrolowanym przez państwo węgierskim bankiem OTP).
Póki co PKO BP skupia się na rodzimym rynku, gdzie toczy potyczkę z Pekao SA, którego kontrolują Włosi. Ale raczej nie ma szans na to, by największy rywal PKO BP przegrał walkę o zyski. Włosi znani są z tego, że potrafią liczyć każde euro. Dlatego zysków trzeba szukać gdzie indziej.
Skomentuj na blog.rp.pl