36 lwów, ponad 100 mamutów, żubrów, nosorożców, nie licząc mniej okazałych zwierząt – te wspaniałe, kolorowe malowidła przedstawiające faunę i sceny myśliwskie powstały 36 tys. lat temu w jaskini Chauvet w Pont d'Arc we Francji, w departamencie Ardeche.
To sanktuarium z epoki lodowej odkrył w grudniu 1994 roku speleolog amator Jean - Marie Chauvet – stąd nazwa jaskini. W czerwcu 2014 roku wpisano ją na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Malowidła Chauvet są dziełem przedstawicieli Homo sapiens (tzw. kultura oryniacka), nie neandertalczyków.
Turyści, zwiedzając ten bezcenny obiekt, niszczyliby go. Malowidłom szkodzi dwutlenek węgla wydychany przez ludzi i zagrażają bakterie wnoszone przez zwiedzających. Dlatego grota była dostępna jedynie dla archeologów i historyków sztuki oraz konserwatorów. Teraz replika dostępna jest dla wszystkich. Uroczystego otwarcia obiektu dokonał w miniony weekend prezydent Francji François Hollande. Projekt pochłonął 55 milionów euro.
Kilometr od jaskini powstała jej wierna z dokładnością do milimetra kopia. Skopiowano najmniejsze detale oryginału, w sumie 430 obrazów malowanych farbami, jednobarwnych rysunków i rytów w skale. Oryginalna jaskinia Chauvet ma 8500 mkw. powierzchni – skopiowano 1 tys. mkw. mniej, natomiast powierzchnia malowideł, zajmująca 3500 mkw., została skopiowana w całości.
W sztucznej grocie panują warunki takie jak w prawdziwej – wilgotność powietrza, temperatura, mrok; zwiedzający jest zmuszony pokonywać wąskie szczeliny w skale, omijać kości dzikich zwierząt – jak robili to w autentycznej jaskini ludzie z epoki kamienia. Struktura sztucznej groty utrzymywana jest przez stalowy szkielet, całkowicie niewidoczny dla zwiedzających.
Do oglądania jest 1000 rysunków i malowideł. Zostały skopiowane przy użyciu węgla drzewnego i farb zrobionych – tak jak robiono je w paleolicie – z węgla drzewnego, ochry (tlenek żelaza), tłuszczu zwierzęcego.
– Skopiowane malowidła znajdują się w takim samym porządku jak oryginalne. Na początku zwiedzający zobaczy pojedyncze rysunki: czerwone i abstrakcyjne znaki; nie znamy ich znaczenia. Im dalej w głąb, tym obrazy stają się bardziej złożone, aż wreszcie zwiedzający dochodzi do sceny przedstawiającej kilkadziesiąt przemieszanych ze sobą zwierząt – wyjaśnia prehistoryk Jean-Michel Geneste, kierujący zespołem rekonstrukcyjnym.