Krytykując to rozwiązanie, prawnicy pomijają fakt, że od 25 lat podobne ograniczenia, choćby w zakresie formy prowadzonej działalności gospodarczej, funkcjonuje w ich korporacji i nigdy nie zostało uznane za niekonstytucyjne. Nikogo nie dziwi, że prawo do prowadzenia kancelarii radcowskich lub adwokackich mają wyłącznie prawnicy, a do prowadzenia indywidualnej lub grupowej praktyki lekarskiej – wyłącznie lekarze. Obecnie podobne przywileje zyskuje kolejna grupa zawodowa wykonująca zawód zaufania publicznego, czyli farmaceuci. Zgadzam się, że to radykalne ograniczenie swobody działalności gospodarczej, tylko że wobec apteki, tak jak wobec sklepu z bronią, zasada swobody działalności gospodarczej zawsze była bardzo mocno ograniczona. Odpowiedzialność karna grozi aptekarzowi już za samo przyjęcie obietnicy korzyści wynikającej z zakupu leku refundowanego, a za sprzedaż kilku opakowań leku na katar zawierającego określone substancje (więcej niż 720 mg pseudoefedryny, 150 mg kodeiny i 360 mg dekstrometorfanu) grozi kara do pół miliona złotych. Naruszenie cen czy odpłatności za leki refundowane to gigantyczne kary finansowe.
Dlatego niektórzy przekonują, by do ustawy wprowadzić zapis oddzielający decyzje biznesowe od merytorycznych przez zdefiniowanie pojęcia osoby wykwalifikowanej (farmaceuty), która w razie podejrzenia, że lek nie spełnia wymogów jakościowych, mogłaby odmówić jego sprzedaży, nawet wbrew woli właściciela apteki.
Trzeba pamiętać, że to właściciel firmy, zwłaszcza tak małej jak apteka, podejmuje decyzję ostateczną. Klasycznym przykładem jest prowadzenie podwójnej księgowości i odwróconego łańcucha dostaw, czyli wywozu leków ratujących życie na dużą skalę w taki sposób, by personel apteki nie miał o tym pojęcia, a inspekcja farmaceutyczna nie mogła tego skontrolować – bo proceder odbywał się poza lokalem apteki. Prowadzący aptekę niebędący farmaceutami nie podlegają żadnej odpowiedzialności zawodowej. Co więcej, w dyskusjach z farmaceutami często podkreślają, że kodeks etyki zawodowej ich nie obowiązuje. Niestety, mają rację.
Krytycy podnoszą, że farmaceuci chętnie podpierają się etyką i misją, jeśli chodzi o nowelizację. Gdy przychodzi do ustalanych przez samorządy nocnych dyżurów, nie chcą ich brać, argumentując, że są przedsiębiorcami i nie mogą sobie pozwolić na straty.
Również w tej kwestii wypowiedział się ETS. Wyjaśnił, że prowadzenie apteki jest działalnością gospodarczą i nie ma wątpliwości, że jest ona prowadzona dla zysku, podobnie jak gabinet lekarski. Tyle że chęć zarabiania, jak u lekarzy, jest tu w naturalny sposób ograniczana przez wiedzę, doświadczenie i zasady etyki, którymi musimy się kierować w swojej pracy.
W aptece nie można do końca swobodnie obracać towarem, bo o sprzedaży większości asortymentu decyduje lekarz wystawiający receptę, a o cenie – minister zdrowia, który określa nie tylko cenę sprzedaży, ale także cenę zakupu i marżę. Apteka zawsze była działalnością regulowaną. Po pierwsze dlatego, że dotyka jednej z największych wartości, jaką jest zdrowie i życie pacjenta, a po drugie dlatego, że minister zdrowia wkłada w refundację leków ponad 10 mld zł i ma prawo oczekiwać, że będzie miał wpływ na kształtowanie się polityki lekowej w kontekście finansowym.