Jak zapewnia resort zdrowia, prywatne karetki udało się zastąpić. Część szpitali i stacji pogotowia zakupiła nowe pojazdy, inne dysponowały większą flotą, z której w pełni nie korzystały.
Bez duńskiej jakości
– Pogotowie państwowe będzie tylko z nazwy, a tak naprawdę samorządowe, bo właścicielami większości jednostek są gminy i samorządy wojewódzkie. Państwowy jest raczej system, a pacjent nie powinien odczuć różnicy – uspokaja Andrzej Sośnierz, poseł PiS, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia i twórca Śląskiej Kasy Chorych. Podobnego zdania jest Piotr Dymon, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratownictwa Medycznego i Polskiej Rady Rady Ratowników Medycznych: – Pacjenta nie interesuje, czy przyjechała do niego karetka państwowa czy prywatna – zapewnia.
Część lekarzy pogotowia jest jednak mocno zaniepokojona. Boją się powrotu do czasów sprzed konkursów w NFZ: – Wejście na rynek prywatnego pogotowia, przede wszystkim Falcka, duńskiego giganta, który działa na wielu rynkach europejskich, wymusiło poprawę jakości w państwowych karetkach. Żeby być konkurencyjnym dla Duńczyków, polskie podmioty również musiały inwestować w nowoczesny sprzęt, dbać o wyszkolenie ratowników i zatrudniać lekarzy ze specjalizacją z medycyny ratunkowej. To wszystko odbywało się z korzyścią dla pacjenta. Teraz, bez naturalnego stymulatora, który zmuszał do inwestycji w karetki i szkolenia, jakość pomocy może się pogorszyć. Takie jest prawo rynku – mówi anestezjolog jeżdżący w karetce od ponad 20 lat.
Podobne obawy ma złożone z lekarzy Polskie Towarzystwo Medycyny Ratunkowej, które od początku apelowało do rządzących o niewykluczanie z rynku prywatnych podmiotów. Medycy podkreślali, że właściwe leczenie w stanach nagłych wymaga ciągłego podnoszenia kwalifikacji, które jako pierwsze wprowadziły w Polsce właśnie pogotowia prywatne. Lekarze uważają również, że upaństwowienie pogotowia będzie sprzyjać zmniejszaniu liczby zespołów specjalistycznych „S", w których skład, oprócz ratowników, wchodzi lekarz.
Piotr Dymon z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratownictwa Medycznego nie boi się spadku jakości. Jest zdania, że jeżeli płatnik, czyli NFZ, będzie podnosił poprzeczkę podmiotom publicznym, one także będą dbały o jakość. – Dla nas upaństwowienie pogotowia to pierwszy krok do tego, by ratownictwo medyczne przestało podlegać szpitalom, a stało się niezależne. Dziś część szpitalnego kontraktu na działalność pogotowia przeznaczana jest na inne świadczenia. Uniezależnienie pogotowia od szpitala sprawi, że cała kwota będzie przeznaczana na ratowanie pacjentów – przekonuje Piotr Dymon.
Pierwszy krok do zmian
Wtóruje mu Roman Badach-Rogowski, przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego, który mówi wprost, że dyrektorzy szpitali wykorzystują kontrakt na ratownictwo medyczne, by spłacić szpitalne długi. Receptą byłaby, jego zdaniem, koncentracja podmiotów realizujących umowy na ratownictwo i ograniczenie ich do 16 jednostek wojewódzkich niepowiązanych ze szpitalami.