Będziemy wytrwale naprawiać fabryki broni

O obronnym biznesie pod kreską, kłopotach z Autosanem, stoczniami i konieczności systematycznego uzdrawiania zbrojeniówki – mówi w pierwszym wywiadzie dla prasy Witold Słowik, prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Publikacja: 18.12.2018 20:00

Będziemy wytrwale naprawiać fabryki broni

Foto: materiały prasowe

Przy bliższym poznaniu zbrojeniówka traci czy zyskuje? Trafił pan do PGZ w momencie, kiedy narodowy holding obronny nie ma najlepszej passy. Kolejny już rok jego wyniki będą zapewne pod kreską. Ma pan pomysł jak temu zaradzić?

Witold Słowik: Od niespełna trzech miesięcy intensywnie poznaję Polską Grupę Zbrojeniową i stojące przed nią wyzwania. Zmiany w grupie są konieczne – to oczywiste. Gdy w firmie spadają przychody, a rosną koszty funkcjonowania i poziom zatrudnienia, to na pewno nie jest to dobry kierunek – i jest o czym myśleć. Nie należę jednak do osób, które łatwo się poddają. W każdej sytuacji wytrwale dążę do obranego celu.

Dowodem wagi, jaką polski rząd (a w szczególności Ministerstwo Obrony Narodowej) przywiązuje do poprawy sytuacji w branży zbrojeniowej, jest fakt, że do zarządu PGZ powołano trzech byłych wiceministrów, wspólnie reprezentujących znajomość branży i bogate doświadczenie menedżerskie. Każdy z nas może także pochwalić się wymiernymi sukcesami osiągniętymi w swojej ministerialnej pracy. To dobrze wróży naszej misji. Sukcesywnie z moimi współpracownikami będziemy stabilizować i naprawiać sytuację.

Na pewno nie pomagają nam w naszym działaniu takie publikacje, jak ta, która pojawiła się ostatnio w jednym z tabloidów. Napisano w niej – niezgodnie z prawdą – że złożyłem dymisję. Oświadczam, że nie odchodzę. Przeciwnie – mam długoterminowe plany dla przemysłu zbrojeniowego, które zamierzam zrealizować.

Zaczynamy od wprowadzenia nowego kodeksu korporacyjnego. Konieczne będzie też napisanie nowej strategii dla grupy. Chcę, aby w wyniku jej realizacji, Polska Grupa Zbrojeniowa stała się głównym naturalnym dostawcą uzbrojenia dla Ministerstwa Obrony Narodowej, produkowała nowoczesny sprzęt w konkurencyjnych cenach i generowała stabilne, znaczące zyski. Mam ambicję, by nasza grupa urosła do pozycji jednego z dziesięciu największych eksporterów uzbrojenia w Europie.

Ale strat w domykanym właśnie 2018 roku nie da się uniknąć?

Jest zdecydowanie za wcześnie na odpowiedź na takie pytanie. Sprawozdanie finansowe grupy, obejmujące rachunek wyników, będzie gotowe w terminach przewidzianych w ustawie o rachunkowości. Zapewniam, że robimy wszystko, by minimalizować straty, gasić ewentualne pożary w zarodku i skutecznie szukać rozwiązań, gdy tylko pojawiają się problemy. Mamy w tej dziedzinie pierwsze sukcesy. W połowie listopada pomyślnie zakończyły się poligonowe testy poprawionych rakiet Piorun, produkowanych dla polskiej armii przez zakłady Mesko. Po nieprzynoszących nam chluby jakościowych wpadkach, radykalnie poprawiliśmy warunki produkcji. Zaostrzyliśmy reżim technologiczny, kontrolę wewnętrzną – i udało się. Do ostatnich losowo wskazanych partii broni wojsko nie miało najmniejszych zastrzeżeń. Ten udany odbiór techniczny nie kończy oczywiście weryfikacyjnych procedur, ale jesteśmy na dobrej drodze, by odbudować markę doskonałych polskich przenośnych przeciwlotniczych zestawów rakietowych. Nie muszę już dodawać, że jesteśmy na najlepszej drodze do zminimalizowania negatywnych finansowych skutków opóźnień w realizacji kontraktu. Pozostało już tylko dopełnienie ostatnich formalności przez struktury zakupowe MON – co, jak wierzę, ziści się jeszcze przed końcem tego roku. Zamierzamy też zrekompensować MON ostatnie turbulencje poprzez zaproponowanie dodatkowej dostawy partii rakiet.

Więcej takich min musiał pan rozbroić już na początku kadencji?

Opóźnia się przekazanie do wojskowych testów prototypu zmodernizowanego czołgu Leopard 2 PL, ale mam nadzieję, że problem ten uda się rozwiązać na początku 2019 roku. Zamierzamy wywiązać się z kontraktowych powinności – choć osobiście wolałbym, żeby Polska Grupa Zbrojeniowa, zamiast modernizować stare niemieckie maszyny, mogła skupić się na wykorzystaniu swoich kompetencji w dziedzinie broni pancernej i dostarczyć naszej armii nowoczesny, zaprojektowany od podstaw polski czołg.

Osłabia was utrzymywanie na firmowym garnuszku sanockiego Autosanu?

Sprawa nie jest prosta. Autosan przez ostatnie lata wygenerował gigantyczną stratę i ma problemy z płynnością finansową, ale z drugiej strony dysponuje kompetencjami do produkowania własnych konstrukcji autobusów niskoemisyjnych i elektrycznych. Będąc jednym z największych pracodawców w regionie, ma też do odegrania znaczącą rolę społeczną. Firma ta musi jednak być lepiej zarządzana. Nie może być tak, że wszystkie ostatnio realizowane kontrakty autobusowe charakteryzują się ujemną marżą.

Kilka tygodni temu głośno było o Autosanie po deklaracji Jarosława Kaczyńskiego o planach odsprzedania sanockich autobusów energetyce, konkretnie – PGE.

PGE jako spółka giełdowa o tego typu zamiarach powinna oficjalnie informować w wydawanych przez siebie komunikatach. Z uwagi na to, że taki komunikat odnośnie do zakupu Autosanu ze strony PGE się nie pojawił, znaczy to, że PGE nie pali się do tej transakcji. Podjęto, co prawda, kroki, aby wycenić aktywa zakładów z Podkarpacia, ale do samej decyzji raczej daleko. PGZ będzie zmuszona po raz kolejny uruchomić kroplówkę. Do tej pory zainwestowaliśmy w Autosan sto kilkanaście milionów złotych. Idea reaktywacji zakładu była szlachetna. Błąd polegał na tym, że przejęliśmy od syndyka firmę, której obecny profil produkcyjny w mojej ocenie odległy jest od naszego podstawowego biznesu.

Zresztą, gdyby przyjrzeć się historii konsolidacji polskich fabryk broni i sprzętu wojskowego po 1989 roku, widać mnóstwo nieracjonalnych decyzji, sprzecznych działań i niekonsekwencji. Tak było za Bumaru, potem w erze Polskiego Holdingu Obronnego i wreszcie u zarania PGZ. Raz centralizowano korporację, innym razem tworzono bardziej autonomiczne produkcyjne dywizje. Raz powstawało integrujące zakupy materiałów i usług Centrum Usług Wspólnych, za chwilę było ono rozmontowywane. Kardynalnym grzechem była jednak wyjątkowa niekonsekwencja w podejściu do zintegrowanego przemysłu. Zabrakło moim zdaniem jednoznacznej deklaracji, że narodowy holding jest i będzie dla Sił Zbrojnych RP firmą pierwszego wyboru w zakresie dostaw sprzętu wojskowego i wyposażenia.

Pokusa protekcjonizmu niesie jednak niepożądane konsekwencje. Co ze słonymi cenami na sprzęt wyznaczanymi przez monopolistów i wciąż problematyczną jakością rodzimej broni?

Na świecie wymyślono na to sposoby. W części krajów Unii Europejskiej, gdzie zbrojeniówka jest pod kontrolą państwa, znaleziono na te dolegliwości odpowiednie remedium: to procedury utrzymujące sensowne standardy racjonalności w zamawianiu i kontraktowaniu sprzętu – przy założeniu, że krajowy producent jest dostawcą pierwszego wyboru. Aktualnie Ministerstwo Obrony Narodowej pracuje nad koncepcją utworzenia Agencji Uzbrojenia, która – mam nadzieję – rozwiąże najpoważniejsze problemy.

Czy ma pan pomysł jak racjonalnie przebudować spółki stoczniowe z portfela PGZ, aby przynosiły mniejsze straty?

W mojej opinii, idea utworzenia Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej powinna była wiązać się z objęciem przez ten resort nadzoru właścicielskiego nad wszystkimi spółkami przemysłu stoczniowego pozostającymi w zasobach Skarbu Państwa. Uchwała dotycząca tego zagadnienia przyjęta została przez Radę Ministrów w marcu tego roku. W praktyce resort skoncentrował swoją uwagę jedynie na stoczniowych spółkach z województwa zachodniopomorskiego. Umowa przedwstępna w sprawie sprzedaży tych aktywów przez PGZ podpisana została w listopadzie, niebawem powinno dojść do sfinalizowania transakcji.

Obecnie dążymy do modelu, w którym w portfelu PGZ pozostaną wyłącznie spółki branży stoczniowej realizujące potrzeby Marynarki Wojennej.

Pracujemy nad mechanizmami dających większą synergię we współdziałaniu gdyńskiej Nauty i położonej w pobliżu, na Oksywiu, PGZ Stoczni Wojennej. W tej ostatniej widać zresztą ożywienie. Trwają odbiory słynnej już, budowanej przez kilkanaście lat i kilka rządów, dawnej korwety Gawron – dziś patrolowca ORP „Ślązak". Wkrótce jednostka powinna trafić do służby. Przed spółką PGZ SW kolejne wyzwanie: gruntowny remont okrętu – bazy ORP „Xawery Czernicki", wart kilkadziesiąt milionów zł.

Do tej pory omawialiśmy tzw. trudne przypadki. Kto jest zatem najjaśniejszym punktem na mapie polskiej zbrojeniówki?

Znaczący sukces odniosła bez wątpienia Huta Stalowa Wola, choć ten zakorzeniony w tradycji Centralnego Okręgu Przemysłowego ważny zakład artyleryjski też jeszcze kilka lat temu borykał się z brakiem płynności finansowej i technicznymi problemami. Dziś ma warte miliardy zamówienia, m.in. na haubice Krab czy zautomatyzowane, samobieżne moździerze polskiej konstrukcji Rak. Zapewniają one HSW pracę na lata. Huta kończy też ważne inwestycje, które poprawią w firmie warunki technologiczne.

Zanosi się również na to, że HSW stanie się wiodącą polską firmą, która od początku włączy się w produkcję podstawowego sprzętu dla amerykańskich rakietowych zestawów Patriot. Wyprodukuje ona wszystkie 16 wyrzutni dla pierwszej transzy antyrakietowego systemu. Kończone właśnie negocjacje II fazy realizacji programu „Wisła" przesądzą, które technologie z najwyższej światowej półki w ramach zobowiązań offsetowych trafią z USA do spółek PGZ. Staramy się dobrze przygotować do tego wyzwania.

Witold Słowik, prawnik po UJ, specjalista zarządzania funduszami europejskimi. Absolwent Krajowej Szkoły Administracji Publicznej i międzynarodowych kursów menedżerskich. Przed objęciem fotela prezesa PGZ był wiceministrem w resortach gospodarczych i rozwoju kierowanych przez obecnego premiera Mateusza Morawieckiego.

Przy bliższym poznaniu zbrojeniówka traci czy zyskuje? Trafił pan do PGZ w momencie, kiedy narodowy holding obronny nie ma najlepszej passy. Kolejny już rok jego wyniki będą zapewne pod kreską. Ma pan pomysł jak temu zaradzić?

Witold Słowik: Od niespełna trzech miesięcy intensywnie poznaję Polską Grupę Zbrojeniową i stojące przed nią wyzwania. Zmiany w grupie są konieczne – to oczywiste. Gdy w firmie spadają przychody, a rosną koszty funkcjonowania i poziom zatrudnienia, to na pewno nie jest to dobry kierunek – i jest o czym myśleć. Nie należę jednak do osób, które łatwo się poddają. W każdej sytuacji wytrwale dążę do obranego celu.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację