Czy w przyszłym roku samochody podrożeją?
Już biorąc pod uwagę wzrost kursu euro, można się spodziewać podwyżek na poziomie ok. 2–4 proc. Ale jest jeszcze jeden powód: producenci samochodów w Europie muszą zmniejszyć średni poziom emisji CO2 na sprzedany samochód do 95 gramów. To bardzo mało, gdyż w ub.r. średniej wielkości samochód rodzinny emitował 130–140 gramów. Za emitowaną nadwyżkę trzeba będzie płacić wysokie kary – 95 euro za każdy gram CO2, co może się przełożyć na kilka tysięcy euro za każdy samochód. Przynajmniej część tej kwoty producenci będą chcieli przełożyć na kupujących. Inaczej się nie da, bo producent wypuszczający na rynek kilka milionów samochodów płaciłby miliardy. To mogłoby oznaczać bankructwo.
Jak w takim razie można obniżyć emisje?
Na przykład montując dodatkowe filtry, ale podwyższają one koszt produkcji. Można też obniżać moc silnika. Inny sposób to kompensowanie sprzedaży samochodów wysokoemisyjnych autami niskoemisyjnymi. Stąd to ciśnienie na jak największą sprzedaż samochodów elektrycznych. W rzeczywistości nie chodzi tu o bycie maksymalnie ekologicznym, ale o zmniejszenie wysokości kar za przekroczenie limitów emisji. Problem w tym, że producentom nie udało się wtłoczyć na rynek wielu aut z napędem elektrycznym. Trudno się zresztą dziwić: te samochody są drogie, elektryczny kosztuje blisko dwa razy tyle co normalny. Wciąż mają za krótki zasięg, a infrastruktura ładowania jest słabo rozwinięta.
Przez pandemię sprzedaż samochodów w Europie dramatycznie się skurczyła. W jakiej kondycji branża motoryzacyjna kończy rok i jakie ma przed sobą perspektywy?