Zachowania klientów są podszyte lękiem. Boją się chodzić po ulicach i przychodzić do sklepów. Głównym wyzwaniem było pokonanie tego strachu, nauczenie się życia z wirusem, tego, że w naszych sklepach wprowadziliśmy najwyższe standardy bezpieczeństwa. Obawy są też naturalne wśród pracowników. Dlatego zadbaliśmy o nich w pierwszej kolejności. Na co dzień w całej naszej organizacji obserwujemy duże poczucie misji. Wielu franczyzobiorców i pracowników zaangażowało się w lokalną pomoc placówkom zdrowia.
Co zrobiliście, żeby ochronić pracowników i klientów?
Jeszcze przed ogłoszeniem stanu epidemii wdrożyliśmy wiele działań ochronnych. Przyłbice, ścianki z pleksi, rękawice, środki dezynfekcyjne – to wszystko trafiło do sklepów, zanim stało się obowiązkowe. W pierwszym, najtrudniejszym okresie skróciliśmy też na prośbę franczyzobiorców godziny funkcjonowania sklepów. Teraz już nasze placówki są otwarte w standardowych godzinach. Już na początku kryzysu zaoferowaliśmy pomoc finansową i prawną dla naszych franczyzobiorców. To dało im poczucie wsparcia ze strony sieci.
Dlaczego potrzebowali tej pomocy?
Od pierwszych dni nikt nie wiedział, na czym stoi. Prosty przykład – wielu naszych pracowników to rodzice, którzy po zamknięciu szkół i przedszkoli przestali przychodzić do pracy, bo musieli się opiekować dziećmi. Franczyzobiorcy mieli duże kłopoty z zapewnieniem obsady w sklepach. Musieli interwencyjnie zatrudniać dodatkowy personel, a wówczas – co mocno się zmieniło w ostatnich dwóch miesiącach – wielu chętnych do pracy na rynku nie było. Stąd konieczność pomocy finansowej. Pomoc prawna dotyczyła z kolei tarczy antykryzysowej i możliwości skorzystania z niej. Od początku naszym najważniejszym celem było zapewnienie ciągłości działania firmy i utrzymanie wszystkich miejsc pracy. W tej kwestii do dzisiaj nic się nie zmieniło.
Czy dużo osób w ogóle już nie chciało pracować w sklepie?