Proporcje w partyjnych preferencjach do Parlamentu Europejskiego odzwierciedlają stabilny dość rozkład poparcia politycznego. Dwie największe koalicje – Zjednoczonej Prawicy i Koalicji Europejskiej – dzieli różnica 5 punktów procentowych, a pewne trzecie miejsce zajmuje Wiosna z poparciem nieznacznie przekraczającym 7 proc. Szanse na mandat ma też Kukiz'15 z ponad 5 proc., a poniżej progu sytuują się Konfederacja (ponad 4 proc.) i Lewica Razem (2,5 proc.). Wydaje się więc, że porywające opinię publiczną różne polityczne wydarzenia i skandale nie mają żadnego wpływu na zmianę politycznych sympatii.
Bitwa przed jesienią
Przedwyborcza atmosfera zbliża się już jednak do punktu kulminacyjnego: zgodnie z sondażem IBRiS dla „Rzeczpospolitej" prawie 54 proc. badanych deklaruje chęć zagłosowania, gdyby wybory odbywały się w najbliższą niedzielę. To bardzo dużo, zważywszy, że dotychczasowa realna frekwencja w tym głosowaniu nie przekraczała 25 procent. – Decydujący jest szczególny charakter tych konkretnych wyborów – tłumaczy szef IBRiS-u Marcin Duma. – Możemy mieć tym razem wyższą frekwencję, tak jak w wyborach samorządowych. Sondaż wskazuje, że może to być nawet 40 procent albo i więcej.
Zdaniem Dumy takie wskazania nie są zasługą naszej europejskości, tylko tego, że obecna kampania dotyczy spraw krajowych i obydwie strony sporu postrzegają wybory europejskie jako wielką bitwę przed parlamentarnymi. Wyborcy obu głównych sił wiedzą, że z psychologicznego punktu widzenia zwycięstwo jest bardzo ważne.
Co więcej, respondenci zapytani o chęć wzięcia udziału w kolejnych, wrześniowych wyborach parlamentarnych deklarują podobne zainteresowanie (nieco powyżej 55 procent), mimo że frekwencja w tym głosowaniu zawsze jest wyraźnie wyższa niż w wyborach europejskich. Może to świadczyć o narastaniu przedwyborczej gorączki, która skłania do „deklaracji na wyrost", albo o rzeczywistym, zwiększonym zainteresowaniu najbliższym głosowaniem europejskim. To z kolei wynika z głębokiego politycznego podziału, jaki ma miejsce w Polsce. – Widzieliśmy to w wyborach samorządowych, w których frekwencja była wyższa. Zyskała nie tylko PO w wielkich miastach. PiS odbił władzę w kilkudziesięciu powiatach, w których do tej pory nie rządził. A jakie znaczenie ma władza w powiatach, widać choćby po kwestii wypłat dla strajkujących nauczycieli – analizuje szef IBRiS-u.