Statek Maristo kiedyś można było wynająć na imprezę, o czym przypominał jeszcze do ostatniego weekendu znajdujący się nad drzwiami napis, z podanym numerem telefonu i mailem kontaktowym. Od dłuższego czasu obiekt był opuszczony i bardzo zaniedbany.
Statek osiadł na dnie i przechylił się na bok. Wygląda to tak, jakby tonął – zwłaszcza kiedy poziom Wisły jest wyższy niż obecnie, a wrak jest w dużej części zanurzony w wodzie. To właśnie dlatego wśród spacerujących bulwarami zyskał przydomek "warszawskiego Titanica". W przeciwieństwie jednak do tego brytyjskiego transatlantyku, którego pierwszy rejs zakończył się katastrofą po zderzeniu z górą lodową, Meristo na razie nie zniknął z powierzchni wody i szpecił okolicę, budząc zainteresowanie "grafficiarzy", którzy zaczęli ozdabiać go swoimi malunkami.
Tymczasem w sobotę późnym wieczorem na statku wybuchł pożar. Ogień zauważyła jedna z osób przebywających na moście Łazienkowskim i wezwała straż pożarną. - Powiadomienie otrzymaliśmy o godz. 22.11. Na miejsce wysłanych zostało sześć zastępów straży. W chwili przybycia ich na miejsce płomienie obejmowały już dużą część pokładu. Gaszenie przebiegało zarówno z brzegu, jak i z poziomu rzeki, przy użyciu łodzi – powiedział Onetowi kpt. Piotr Świerkot ze stołecznej straży pożarnej.
Akcja gaśnicza trwała blisko cztery godziny. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Na koniec strażacy zdemontowali część spalonych elementów i zabezpieczyli teren. - Na razie nie wiadomo, dlaczego doszło do pożaru. W trakcie działań z obiektu wyniesiono butle gazowe, jednak były one puste, a ich opróżnienie nastąpiło prawdopodobnie wcześniej – podkreśla Piotr Świerkot.
Czekają na opinię biegłego
Sprawą zajęła się policja. - Trwają czynności zmierzające do ustalenia przyczyny pojawienia się ognia. Przeprowadzono oględziny miejsca zdarzenia, z udziałem biegłego z zakresu pożarnictwa. Teraz czekamy na jego opinię – mówi Robert Szumiata.