10 grudnia stał się dla Japonii od pewnego czasu datą szczególną. W 2013 roku poinformowano wówczas o tym, że przegłosowano nowe prawo, według którego ujawnianie tzw. specjalnych sekretów zostanie wprowadzone w życie. Po roku także 10 grudnia ustawa weszła w życie, a obecnie można podsumować pierwsze 12 miesięcy tej nowej rzeczywistości, która miała przynieść ciężkie czasy dla opinii publicznej.
W 2014 roku przeważająca większość Japonczyków była przeciw nowemu prawu. 80 proc. odpowiedzi negatywnych, protesty na ulicach, krytyka pod adresem premiera Shinzo Abe. Dziś wiele się nie zmieniło - ludzie nawet coraz chętniej przychodzą pod kancelarię szefa rządu, protestują przeciwko kolejnym reformom (ekonomicznym, konstytucyjnym, energetycznym), jednym z kandydatów na hasło podsumowujące mijający rok jest "nie będę tolerować polityki premiera Abe" ("Abe seiji wo yurusanai"), ale prawie nic nie słychać już o specjalnych sekretach. Złośliwi mogliby zażartować, że właśnie o to chodziło w ustawie, by można było ukryć to, co niewygodne. Jednak nowoczesna Japonia coraz częściej podnosi głos mając powoli dosyć dotychczasowej skostniałej kultury i nie chce już niczego ukrywać.