Sąd Najwyższy uznał, że potajemnie dokonane nagranie może być dowodem, o ile jest autentyczne, nie narusza prywatności czy zasad współżycia społecznego.
– Takie stanowisko przeważa w sądach – mówi Marcin Łochowski, sędzia cywilny Sądu Apelacyjnego w Warszawie. – Właściwie w każdej ostrzejszej sprawie rozwodowej pojawiają się nagrania, także w sporach sąsiedzkich, są też nagrania negocjacji biznesowych – mówi sędzia.
Jego zdaniem nagrań będzie coraz więcej, a z ich wiarygodnością sędzia łatwo sobie poradzi. – Ustawienia od razu widać, jedna strona jest np. bardzo uprzejma, a jednocześnie prowokuje drugą do ostrych reakcji – tłumaczy Łochowski.
Taśma z notariuszem
Nagraniem posłużył się też Wiktor M., który domagał się w sądzie uznania bezskuteczności sprzedaży nieruchomości nabytej za jego pieniądze przez stryjostwo, kiedy był pod ich opieką po śmierci rodziców.
Kluczowe było ustalenie, czy nabywcy wiedzieli, że transakcja ma uniemożliwić Wiktorowi M. odzyskanie majątku. Miało to potwierdzić nagranie rozmowy z notariuszem, który sporządził umowę. Sąd Okręgowy, a potem Apelacyjny w Łodzi nie dopuściły nagrania, bo notariusz nie wiedział, że jest nagrywany i Wiktor M. mógł manipulować rozmową. Sąd Najwyższy był innego zdania. Przypomniał m.in. wyrok SN z 25 kwietnia 2003 r. (IV CKN 94/01). W sprawie rozwodowej wykorzystano nagrania rozmów telefonicznych małżonków dokonane przez jednego bez wiedzy drugiego. SN wskazał, że to nie dyskwalifikuje całkowicie nagrania jako dowodu, jeżeli nie zakwestionowano jego autentyczności i nie jest to jedyny dowód wykazujący dane okoliczności. SN przypomniał też, że w literaturze prawniczej wskazywano, że należy rozróżniać nagrania uzyskane z naruszeniem art. 267 kodeksu karnego, ale i te mogą być dopuszczone, gdy mają chronić odpowiednio ważne dobra.