Wędrująca data wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej przypomina odsuwanie nierozwiązanego problemu na później. Ostatnia Rada Europejska odroczyła werdykt wyjścia Zjednoczonego Królestwa do końca października, jakby podała premier May butlę z tlenem przy wejściu na ośmiotysięcznik: powoduje to głębokie nabranie powietrza i odetchnięcie na chwilę. Na chwilę, bo tak jak tlen w butli się skończy, tak nieprawdopodobne wydaje się wyjście w jakikolwiek sposób „uporządkowane". Ale podanie tlenu to kupienie czasu: czy go wystarczy, by zdobyć wierzchołek? Czy go wystarczy, by przekonać Izbę Gmin?
Czytaj także: Brexit - co się zmieni dla europejskich konsumentów
Czy jest sens wybierać
W takiej zmieniającej się i szybko ewoluującej rzeczywistości politycznej w Unii wszystkie instytucje unijne muszą dostosować się do czasu po brexicie. Wciąż nie mamy jasności, czy następny Parlament Europejski będzie liczył 705 czy 751 posłów, a także czy w Polsce wybierać będziemy 51 czy 52 posłów. Może się przecież zdarzyć to, co dziś uznajemy za mało prawdopodobne, że Izba Gmin zgodzi się na jakąś wersję porozumienia w sprawie uporządkowanego wyjścia. Na Wyspach rozpoczęła się już kampania do PE i z wielką pompą po kolejny mandat do Parlamentu Europejskiego ruszył zaciekły wróg Unii Nigel Farage.
Pytanie o sens wyborów do Parlamentu Europejskiego w Wielkiej Brytanii wygląda dziś tak: jaki jest sens wybierać posłów na Wyspach, skoro Wielka Brytania ma wyjść z Unii najpóźniej w październiku? Ale właściwe pytanie powinno brzmieć inaczej: czy na pewno Wielka Brytania wyjdzie z Unii w październiku? Może wyjście zdarzy się kiedy indziej, a może w ogóle? Wówczas wybieranie posłów na kadencję pięciu lat nie jest bezsensowne. Nikt dziś nie może dać żadnej gwarancji, że do brexitu dojdzie ani na jakich warunkach.
Przede wszystkim bez prezydencji
Dotychczasowe negocjacje z Brytyjczykami były ograniczone horyzontem wyborów europejskich. Ostatnia Rada Europejska oparła termin październikowy na końcu kadencji obecnej Komisji Europejskiej kierowanej przez Jeana-Claude'a Junckera. Tym samym wiadomo, że brytyjski komisarz Julian King nie utraci stanowiska z dniem wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, ale zakończy mandat wraz z końcem prac Komisji Junckera. Julian King jest następcą poprzedniego komisarza Jonathana Hilla, który zrezygnował po referendum w sprawie brexitu w 2016 r. King miał zajmować stanowisko komisarza tylko do czasu wyjścia i nie przejął dużej teki po Hillu (rynki finansowe), w zamian dostał mniejszą, acz ważną rolę w Komisji, w której zajmuje się tematami bezpieczeństwa, w tym cyfrowego. W ostatnich tygodniach spór chińsko-amerykańsko-europejski o Huawei jest przedmiotem prac ludzi pod jego kierownictwem.