Antyrządowa krucjata milicjantów - zamach bombowy w Oklahoma City

19 kwietnia 1995 roku w Oklahoma City doszło do zamachu bombowego na budynek administracji federalnej, w wyniku czego zginęło 168 osób, a ponad 680 zostało rannych.

Aktualizacja: 19.04.2017 15:33 Publikacja: 19.04.2017 13:57

Zniszczony budynek federalny im. Alfreda P. Murraha

Zniszczony budynek federalny im. Alfreda P. Murraha

Foto: Wikimedia

Przypominamy tekst z 27 kwietnia 1995 roku.

Członków prawicowych amerykańskich milicji obywatelskich - z którymi mieli powiązania zamachowcy z Oklahomy - łączy głęboka nienawiść do władz federalnych. Żywi się ona m. in. plotkami o 100 tysiącach chińskich policjantów, których prezydent Clinton zamierza sprowadzić do USA, aby odbierali Amerykanom posiadaną przez nich broń.

Podejrzany o podłożenie dwutonowej bomby w Oklahoma City Timothy McVeigh nie mógł znieść myśli, że rząd federalny może mu kiedyś odebrać jego ulubione karabiny maszynowe. Jego bliscy znajomi, bracia Nicholsowie - także zatrzymani w związku z krwawym zamachem - nie uznawali kontroli rządu nad swym życiem. Uważali, że mają prawo prowadzić samochód bez tablic rejestracyjnych i nie muszą mieć żadnych dokumentów. Zniszczyli swe prawa jazdy i legitymacje ubezpieczenia społecznego (Social Security). Lubili konstruować niewielkie bomby plastikowe i przygotowywali się do starcia z rządem federalnym.

Ich przekonania wyrosły na gruncie coraz potężniejszego w USA "ruchu oporu" przeciwko rządowi federalnemu. Przybiera on różne formy: na zachodzie USA dochodzi na przykład do konfrontacji wybieralnych urzędników szczebla lokalnego z urzędnikami federalnymi na tle przepisów ochrony środowiska. W wielu rejonach doszło do faktycznych buntów władz lokalnych, zajmowania chronionych terenów publicznych pod działalność gospodarczą i wyrzucania z nich urzędników federalnych.

Najbardziej spektakularne jest jednakże błyskawiczne rozmnażanie się wszelkiego typu "patriotycznych milicji obywatelskich", które uznają za swą misję obronę Konstytucji USA i jej podstawowych wolności przed zakusami nienawistnego rządu. Członkowie tych organizacji mają swoje mundury, organizują szkolenia strzeleckie i manewry wojskowe. Uczą się, jak budować bomby i udzielać sobie pierwszej pomocy. Twierdzą, że nie popierają przemocy i nie zamierzają atakować funkcjonariuszy rządowych, są natomiast gotowi do zbrojnej obrony swych świętych praw -- wśród których za najważniejsze uważają prawo do noszenia broni i swobody wypowiedzi -- choćby przed armią Stanów Zjednoczonych.

Pierwsze doniesienia prasowe po aresztowaniu McVeigha mówiły o jego powiązaniach z Milicją z Michigan (Michigan Militia) oraz z Patriotami z Arizony (Arizona Patriots) . Dowódca Milicji z Michigan Norman Olson i jej rzecznik Ray Southwell natychmiast zaprzeczyli, aby McVeigh i bracia Nicholsowie mieli coś wspólnego z ich formacją. "Przyszli na jedno ze spotkań w powiecie Sanilac, ale ponieważ byli zbyt radykalni - wzywali do niszczenia dokumentów i tablic rejestracyjnych - zostali usunięci" - stwierdził w wywiadzie telewizyjnym Southwell, dodając, że Milicja z Michigan nie popiera przemocy. Wiele wskazuje na to, że McVeigh należał do niewielkiej, tajnej grupy terrorystycznej, która miała związki z milicjami, ale nie wchodziła w skład żadnej z nich.

Święte prawo do własnego karabinu

Licząca od 10 do 12 tysięcy członków Milicja z Michigan jest jedną z najbardziej znanych w USA grup tego typu. Drugą głośną formacją jest Milicja z Montany, która kolportuje różnego typu publikacje i kasety wideo. Wydawane przez nią pismo zwróciło ostatnio uwagę na symboliczne znaczenie daty 19 kwietnia. Tego dnia w 1775 roku "spłonął Lexington", a w roku 1943 "spłonęła Warszawa"; 19 kwietnia 1992 roku podjęto pierwszą próbę aresztowania Randy Weavera, białego rasisty i"patrioty" z Idaho, a 19 kwietnia 1993 roku wskutek ataku FBI na siedzibę sekty Gałąź Dawidowa w Waco spłonęło 71 osób. Na 19 kwietnia 1995 roku wyznaczono egzekucję białego rasisty i podwójnego mordercy Richarda Snella - przypominało wydawnictwo z Montany, wzywając do podjęcia bliżej nie sprecyzowanych działań w jego obronie. Snell rzeczywiście zginął tego dnia wieczorem, ale 12 godzin przed jego śmiercią wyleciał w powietrze 9-piętrowy budynek w Oklahoma City. Timothy McVeigh i jego wspólnicy musieli być pod wrażeniem symboliki 19 kwietnia.

Milicja z Montany została założona w 1992 roku przez Johna i Davida Trochmanów w proteście przeciwko atakowi FBI na górską chatę Randy Weavera w sąsiednim Idaho. Weaver z rodziną przez 11 dni bronił się na szczycie góry Ruby Ridge; w strzelaninie zginęła jego żona Vicki, 14-letni syn Sam, oraz jeden z agentów federalnych. Wewnętrzne śledztwo wykazało potem nieprawidłowości w działaniach FBI: nie musiało dojść do strzelaniny, kiedy jedynym powodem nakazu aresztowania Weavera było jego niestawienie się w sądzie w związku z drobnym wykroczeniem dotyczącym posiadanej przez niego broni palnej.

Drugim incydentem, który przekonał "patriotów", że rząd USA odwołał się do przemocy przeciwko posiadaczom broni i że czas przygotować się do obrony, była akcja skierowana przeciwko sekcie Davida Koresha w Waco. Nieudolny atak na jej siedzibę z końca lutego 1993 r. przerodził się w 51-dniowe oblężenie, zakończone jeszcze bardziej tragiczną próbą aresztowania członków sekty. W powstałym wtedy w nie wyjaśnionych okolicznościach pożarze zginęło 71 osób, w tym wiele kobiet i dzieci. I znowu: przyczyną interwencji władz był zarzut braku zezwolenia na niektóre rodzaje broni kupowane drogą pocztową przez Koresha i jego zwolenników.

Działająca z Indianapolis organizacja pod nazwą Amerykańska Federacja Sprawiedliwości (American Justice Federation) uczyniła z tragedii w Waco podstawowy element mobilizacji wszystkich grup "patriotów" do bardziej agresywnego oporu wobec rządu USA. Jej przewodnicząca Linda Thompson nakręciła dwa filmy dokumentalne opowiadające o "kłamstwach FBI" w związku z oblężeniem w Waco. 19 kwietnia 1994 roku chciała ona zorganizować marsz uzbrojonych milicji na Waszyngton, w rezultacie którego milicjanci mieliby aresztować członków Kongresu USA "za zdradę". Do marszu nie doszło, gdyż przywódcy większości tych organizacji odrzucili pomysł jako zbyt radykalny. Niezwykle energiczna Thompson, która wozi w samochodzie dwa pistolety i karabin z kilkuset nabojami, nie daje za wygraną. "Mamy teraz bardzo dobrze zorganizowane oddziały milicyjne. Jesteśmy w stanie wojny" - ostrzega, dodając, że liczba członków tego typu ugrupowań w USA sięga trzech milionów.

Sto tysięcy milicjantów

Eksperci twierdzą, że w istocie członków milicji jest mniej, ale nikt nie jest w stanie podać nawet zbliżonej liczby. Oceny wahają się od kilkunastu do 100 tysięcy. Tak czy inaczej, wraz z rodzinami i sympatykami, "patrioci" wyrośli w ostatnich latach na znaczącą siłę polityczną. Do milicji należy wielu szanowanych obywateli: przede wszystkim białych konserwatystów wywodzących się z klasy średniej.

Nie jest nawet jasne, w ilu stanach działają milicje. Niektórzy twierdzą, że tylko w kilkunastu, inni wymieniają ponad 40. Takie grupy jak Teksaska Milicja Konstytucyjna (Texas Constitutional Militia), Delaware Minuteman, Niezorganizowana Milicja Ohio (Ohio Unorganized Militia) czy Milicja Północnej Kalifornii (Militia of Northern California) działają tylko w swych macierzystych stanach. Inne - jak Strażnicy Amerykańskiej Wolności (Guardians of American Liberties), Konstytucjonaliści (Constitutionalists), Stowarzyszenie Synów Wolności (Association of the Sons of Liberty), Narody Aryjskie (Aryan Nations) czy Porządek (The Order) - mają swe oddziały w kilku lub kilkunastu stanach.

Te dwie ostatnie organizacje - w odróżnieniu od większości pozostałych milicji -- mają zdecydowanie rasistowskie i neofaszystowskie oblicze. "Patriotyczne" milicje stanowe często nie chcą być z nimi identyfikowane, twierdząc, że nie mają nic wspólnego z rasizmem. Jest jednak faktem, że wszystkie opisywane formacje składają się niemal wyłącznie z białych Amerykanów, a w ich publikacjach nie brak akcentów antysemickich i rasistowskich (mówi się na przykład o zdominowanym przez syjonistów rządzie: Zionist-Occupied Government) . Dlatego też większość amerykańskiej prasy określa "patriotyczne milicje" dodatkowym przymiotnikiem: prawicowe lub ultraprawicowe. Nierzadko też dawni działacze Narodów Aryjskich (organizacja ta powstała w połowie lat 70., przejmując część sympatyków Ku-Klux-Klanu) obejmują funkcje kierownicze w nowych milicjach, nie zdradzając do końca swych poglądów.

W nurcie "organizacji patriotycznych" mieści się też ruch tzw. osadników z Idaho, obejmujący tych, którzy mieli wszystkiego dosyć i postanowili przenieść się w góry, aby uciec od "nowego porządku światowego". "Osadnicy" niszczą swoje dokumenty i w możliwie najmniej dostępnych miejscach budują swe górskie chaty; nierzadko bez elektryczności i kanalizacji. Przywódca tego ruchu, James Bo Gritz, ostrzega, że w "nowym społeczeństwie ludzi bez gotówki", które Bank Światowy i rząd w Waszyngtonie zamierzają niedługo zaprowadzić w Ameryce, każdemu zostanie wszczepiony pod skórą kod kreskowy. W ten sposób rząd będzie w stanie kontrolować każdą transakcję dokonywaną przez obywateli.

Rosyjscy żołnierze w czarnych śmigłowcach

Z ruchem "patriotycznych milicji" są nieodłącznie związane absurdalne teorie spiskowe. Śledząc publiczne dyskusje ich członków, prowadzone w sieci komputerowej Internet, można dostać gęsiej skórki. "Patrioci" wierzą na przykład, że rząd w Waszyngtonie zamierza oddać Stany Zjednoczone pod okupację Organizacji Narodów Zjednoczonych. ONZ-owi miałyby pomagać obce wojska w rosyjskich transporterach opancerzonych. Powtarzają sobie historie o rosyjskich żołnierzach w czarnych śmigłowcach, którzy już jakoby dokonują lotów rekonesansowych, o obcych wojskach, ukrywających się w starych kopalniach soli w Detroit, o tajemniczych znakach na autostradach, które będą wskazywać drogę atakującym armiom, oraz o 100 tysiącach chińskich policjantów, których prezydent Clinton zamierza sprowadzić do USA, aby odbierali Amerykanom posiadaną przez nich broń. Popularna jest teoria o tajnym magnetycznym kodzie kreskowym, w który zaopatrzone są jakoby wszystkie amerykańskie banknoty. Pozwalałby on urzędnikom państwowym sprawdzać za pomocą umieszczonych w samochodach skanerów, ile gotówki trzymają w domach Amerykanie.

O tym, jak daleko posunięta jest paranoja niektórych "patriotów", najlepiej świadczy ostatnia ich teoria spiskowa, w myśl której... to rząd federalny przeprowadził zamach w Oklahoma City, aby wywołać ogólnokrajową histerię i zaprowadzić "rządy policyjne" w całym kraju. W istocie milicje obawiają się teraz ogólnokrajowego rajdu FBI na ich siedziby i przygotowują się do ich obrony.

Powieściowe podobieństwa

W Stanach Zjednoczonych noszenie broni i organizowanie się w grupy paramilitarne nie jest przestępstwem. Nie jest nim nawet rozpowszechnianie samouczków typu "jak zrobić bombę" czy nawoływanie do obalenia przemocą rządu tego kraju. Zresztą większość z 300 organizacji milicyjnych i "patriotycznych" w USA nie uczestniczyła do tej pory w żadnych aktach przemocy. Tylko kilka z nich - w tym The Order i Arizona Patriots - przygotowywało swego czasu zamachy bombowe przeciwko władzom federalnym. Członkowie The Order uczestniczyli w kilku zabójstwach, wielu z nich odsiaduje teraz kary więzienia. Aktów przemocy dokonywali też powiązani z "patriotami" przeciwnicy Urzędu Podatkowego, zabijając inspektorów podatkowych czy próbując wysadzić w powietrze budynki tego urzędu w kilku stanach. Sprzeciw wobec płacenia podatków dość mocno zaznacza się w ideologii prawicowych milicji patriotycznych, istnieje nawet ogólnoamerykańska organizacja: Posse Comitatus, której jedynym celem jest zniszczenie Urzędu Podatkowego.

W przemówieniu wygłoszonym w niedzielę podczas uroczystości żałobnych w Oklahoma City prezydent Bill Clinton ostrzegł, że szerzenie nienawiści przez ekstremistyczne organizacje antyrządowe - nawet jeśli nie wzywają one wprost do zabijania urzędników i wysadzania budynków federalnych - pozostawia w wielu ludziach swoje negatywne skutki. Nietrudno sobie wyobrazić, jak retoryka "patriotów" może wpłynąć na co bardziej niecierpliwych radykałów, którzy zechcą wziąć sprawy we własne ręce i - nie czekając na okazję do obrony przez spodziewaną pacyfikacją ze strony rządu - zdecydują się zrobić właściwy użytek z poradnika "Jak budować bomby".

Najchętniej czytanym wśród członków milicji książkowym bestsellerem są "Dzienniki Turnera" ("The Turner Diaries"); powieść o białych Amerykanach, którzy "odzyskali swój kraj", rozpoczynając wojnę partyzancką z rządem Stanów Zjednoczonych. Jej początkiem był zamach bombowy na siedzibę FBI w Waszyngtonie, w którym zginęło 700 osób. Bohaterowie powieści użyli do swej akcji bomby zrobionej z benzyny i azotanu amonu - podobnej do tej, która zniszczyła budynek w Oklahoma City.

Uwieńczeniem sukcesu "chrześcijańskich patriotów" w "Dziennikach Turnera" jest przejęcie przez nich władzy w USA i dokonanie nuklearnego ataku na Izrael. Czy o tym myślał Timothy McVeigh, detonując kilka dni temu bombę w Oklahomie?

Przypominamy tekst z 27 kwietnia 1995 roku.

Członków prawicowych amerykańskich milicji obywatelskich - z którymi mieli powiązania zamachowcy z Oklahomy - łączy głęboka nienawiść do władz federalnych. Żywi się ona m. in. plotkami o 100 tysiącach chińskich policjantów, których prezydent Clinton zamierza sprowadzić do USA, aby odbierali Amerykanom posiadaną przez nich broń.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 785
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 784
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 783
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 782
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 779