Michał Szułdrzyński: A jednak aborcja nie jest ok

Na ulicach polskich miast od jakiegoś czasu wiszą przykuwające wzrok plakaty. Czyste białe tło i, jak w sercu, dziecko w łonie matki. Obraz niezwykle sugestywny, ciepły, przemawiający jedynie grafiką. Przekaz odstający od codziennego zgiełku i hałasu reklamowego. A największą zaletą brak komentarza. Każdy dostrzega, co chce.

Aktualizacja: 19.12.2020 12:16 Publikacja: 19.12.2020 00:01

Michał Szułdrzyński: A jednak aborcja nie jest ok

Foto: AdobeStock

Ale pojawiły się problemy. Plakat nie spodobał się najwyraźniej zwolennikom aborcji. Ktoś o sprawie doniósł autorce grafiki, rosyjskiej artystce Jekaterinie Głazkowej, która ogłosiła, że nie wydała zgody na wykorzystanie obrazka w taki sposób. W taki, czyli w jaki? Autorka twierdzi, że rysunek miał przedstawiać radość z dobrowolnego macierzyństwa, a nie z przymusowego. I gdyby w jej kraju ktoś chciał zakazać aborcji, zaczęłaby protestować.

Zostawmy na boku poglądy pani Głazkowej i jej stosunek do przepisów aborcyjnych w Rosji. Wątpię, by ktokolwiek w Polsce chciał brać przykład z tego kraju w jakiejkolwiek sprawie. Spójrzmy najpierw na fakty. Rysunek kilka lat temu został przez autorkę wstawiony do serwisu handlującego grafikami i każdy może sobie za niewielką kwotę kupić prawo do wykorzystania wizerunku tego słodkiego bobaska.

Na czym więc polega problem? Ano na tym, czego na plakacie nie ma. Pokazując piękno macierzyństwa (tego pojęcia używa sama autorka), plakat uznany został za głos w polskim sporze o aborcję. Dziennikarze wytropili, że akcję zleciła Fundacja Nasze Dzieci – Edukacja, Zdrowie, Wiara, której prezesem jest biznesmen i filantrop Mateusz Kłosek. Okazało się – o zgrozo! – że ów przedsiębiorca wspiera własnymi pieniędzmi inicjatywy chrześcijańskie. Zakładając nawet, że inicjator akcji – choć sam twierdzi, że nie można jej spłycać wyłącznie do dyskusji o aborcji – chciał wystąpić z przekazem pro-life, zrobił to niezwykle dyskretnie. Nie epatował zwłokami abortowanych dzieci, w czym lubują się niektóre organizacje opowiadające się za życiem. Nie, zapłacił za akcję plakatową, która – jak widać – odniosła sukces, bo zwróciła na siebie uwagę. I jeszcze raz powtórzę – nie umieścił na grafice żadnego napisu.

Komuś plakat jednak przeszkadzał. I tu można jedynie snuć domysły. Jesteśmy świadkami intensywnej kampanii ze strony środowisk proaborcyjnych, które domagają się oddemonizowania aborcji. Choć jeszcze kilka lat temu zwolennicy przerywania ciąży przekonywali, że jest ono wyborem tragicznym (do którego jednak kobieta ma prawo), dziś coraz częściej pojawia się narracja: aborcja jest OK. W sieci można zobaczyć „świadectwa" kobiet opowiadających, jakie były szczęśliwe po przerwaniu ciąży.

Sęk w tym, że aby mówić, że aborcja jest OK, trzeba najpierw zupełnie odhumanizować płód, wmówić sobie i innym, że to nie dziecko, tylko część ciała kobiety. Że to nie człowiek, tylko jakiś twór o niewiadomym statusie ontologicznym. Stąd taka walka o słowa, stąd protest, gdy ktoś zamiast o „wykonaniu aborcji" mówi o „zabiciu nienarodzonego dziecka". Nikt nie chwaliłby się nigdy „zabiciem dziecka", ale zwykłym zabiegiem medycznym już tak.

I w tym sensie te plakaty, na białym tle malutkie dziecko (nie np. małpa ani roślina, ale mały człowieczek), mogą popsuć świetne samopoczucie. Mogą sprawić, że ten, kto woła: „Aborcja jest OK", zobaczy, że założenie, że to przecież nie człowiek, trudno jest konsekwentnie utrzymać. Skądinąd ciekawe, że rysunek artystki, która jest zwolenniczką „prawa wyboru", może tak wyprowadzać z równowagi jego nieuprawnioną antyaborcyjną intencją niektóre radykalne zwolenniczki aborcji. Cóż, ktoś kiedyś powiedział, że dzieło jest autonomiczne od twórcy. Jak widać, czasem bywa od twórcy mądrzejsze. 

Ale pojawiły się problemy. Plakat nie spodobał się najwyraźniej zwolennikom aborcji. Ktoś o sprawie doniósł autorce grafiki, rosyjskiej artystce Jekaterinie Głazkowej, która ogłosiła, że nie wydała zgody na wykorzystanie obrazka w taki sposób. W taki, czyli w jaki? Autorka twierdzi, że rysunek miał przedstawiać radość z dobrowolnego macierzyństwa, a nie z przymusowego. I gdyby w jej kraju ktoś chciał zakazać aborcji, zaczęłaby protestować.

Zostawmy na boku poglądy pani Głazkowej i jej stosunek do przepisów aborcyjnych w Rosji. Wątpię, by ktokolwiek w Polsce chciał brać przykład z tego kraju w jakiejkolwiek sprawie. Spójrzmy najpierw na fakty. Rysunek kilka lat temu został przez autorkę wstawiony do serwisu handlującego grafikami i każdy może sobie za niewielką kwotę kupić prawo do wykorzystania wizerunku tego słodkiego bobaska.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów