Michał Szułdrzyński: Wpisy na Facebooku to nie kontrola władzy

Nawet 150 dziennikarzy zostało fizycznie zaatakowanych w ostatnich trzech miesiącach w Brazylii. Od październikowych wyborów prezydenckich, w których wygrał Jair Bolsonaro, reporterzy coraz częściej stają się obiektami agresji.

Publikacja: 11.01.2019 18:00

Donald Trump dziennikarzy nazywał obłąkanymi szaleńcami, a mainstreamowe media – wrogami ludu

Donald Trump dziennikarzy nazywał obłąkanymi szaleńcami, a mainstreamowe media – wrogami ludu

Foto: AFP

Bolsonaro uważa media za przeciwników, wygrał zaś wybory, kontaktując się bezpośrednio z wyborcami za pomocą należącego do Facebooka komunikatora WhatsApp. Co ciekawe, obiektem szczególnych ataków padają dziennikarze gazety, która ujawniła, że nowo wybrany prezydent w kampanii prowadzonej głównie za pomocą mediów społecznościowych nie stronił od dezinformacji.

Fizyczne ataki na dziennikarzy to ostatnio norma również podczas protestów „żółtych kamizelek" we Francji. Nie tylko w Paryżu, ale też na prowincji manifestanci w poprzedni weekend atakowali reporterów, oskarżając ich, że zamiast informować o przebiegu protestów, kolaborują z prezydentem Macronem.

W ostatnim tygodniu swą krucjatę przeciwko tradycyjnym mediom prowadził – jak zawsze, na Twitterze – prezydent Donald Trump. Dziennikarzy nazywał obłąkanymi szaleńcami, a mainstreamowe media – wrogami ludu. Tradycyjnie też oskarżył krytyczne wobec niego media o to, że zamiast prawdą zajmują się upowszechnianiem fake newsów.

Także u nas media są uważane za wroga w polsko-polskiej wojnie. Zwolennicy dobrej zmiany od tzw. mainstreamowych mediów bardziej nienawidzą chyba tylko Donalda Tuska. Z kolei przeciwnicy PiS oskarżają media prawicowe o wszystkie nieszczęścia i najchętniej widzieliby ich bankructwo.

Faktem jest, że wiele z dzisiejszych przemian na świecie, wiele ludowych rewolucji – od Indii przez Amerykę Południową i USA aż po Europę – ma jeden wspólny punkt: niechęć do establishmentu, za którego część uważane są tradycyjne firmy medialne. Ferment społeczny w kolejnych społeczeństwach, głównie Zachodu, wynika z przekonania, że do kryzysu doprowadziły elity. Nie zbuduje się nowego porządku bez podważenia starych instytucji, a więc też i tradycyjnych mediów. Co ciekawe, we wszystkich raportach dotyczących działania rosyjskich farm trolli i dezinformacji, jaką na Zachodzie sieją agenci Putina, zawsze pojawia się jeden punkt: podważanie zaufania do tradycyjnych mediów. Ale nie można tego zjawiska sprowadzać wyłącznie do działania rosyjskiej propagandy.

Media tradycyjne podlegają krytyce, bo wiele z nich ma sporo na sumieniu. Ostatnio ujawniona historia kłamstw dziennikarza niemieckiego „Der Spiegel" podważa wiarygodność mediów. Gdy czytamy, co zagraniczni dziennikarze wypisują o Polsce, czasem zalewa nas krew. Prawdą też jest, że wiele mediów na świecie ma lewicowo-liberalne odchylenie, co nie może się podobać wyborcom rosnących w siłę partii nowej prawicy, tzw. alt-right, czyli alternatywnej prawicy.

Pytanie tylko, czy tym, którzy walczą z tradycyjnymi mediami, zależy rzeczywiście na PRAWDZIE? Czy jeśli znikną dotychczasowe media, to na ich miejsce powstaną jakieś nowe, których celem będzie wyłącznie to, by rzetelnie informować? Przykład Węgier nie napawa optymizmem, o czym w „Plusie Minusie" pisał tydzień temu Piotr Zaremba.

Ale pytania się mnożą. Czy bez mediów ktoś jeszcze będzie kontrolować władzę? Czy ktokolwiek wierzy, że mogą ją kontrolować za pośrednictwem Facebooka czy Twittera zwykli obywatele? Może z tradycyjnymi mediami jest jak z demokracją – mają mnóstwo wad, ale dotąd nie wymyślono niczego lepszego. I nie mam wrażenia, by przywódcy dzisiejszych rewolucji przedstawili jakąś alternatywę. Ale to nie ozancza, że tradycyjne media powinny tkwić w samozachwycie. Raczej muszą robić wszystko, by pokazać, dlaczego warto im ufać.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Bolsonaro uważa media za przeciwników, wygrał zaś wybory, kontaktując się bezpośrednio z wyborcami za pomocą należącego do Facebooka komunikatora WhatsApp. Co ciekawe, obiektem szczególnych ataków padają dziennikarze gazety, która ujawniła, że nowo wybrany prezydent w kampanii prowadzonej głównie za pomocą mediów społecznościowych nie stronił od dezinformacji.

Fizyczne ataki na dziennikarzy to ostatnio norma również podczas protestów „żółtych kamizelek" we Francji. Nie tylko w Paryżu, ale też na prowincji manifestanci w poprzedni weekend atakowali reporterów, oskarżając ich, że zamiast informować o przebiegu protestów, kolaborują z prezydentem Macronem.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie
Plus Minus
Irena Lasota: Po wyborach