Ameryka znów ratuje Europę

Biały Dom poważnie obawia się rozpadu Unii. By temu zapobiec, Obama rusza w czwartek do Londynu i Berlina.

Aktualizacja: 21.04.2016 13:27 Publikacja: 20.04.2016 19:05

Barack Obama opuszcza Biały Dom przed ostatnią prezydencką podróżą do Londynu i Berlina

Barack Obama opuszcza Biały Dom przed ostatnią prezydencką podróżą do Londynu i Berlina

Foto: AFP

To nie są tylko złe przeczucia prezydenta. Eurasia Group, jeden z głównych ośrodków analitycznych w Ameryce, uznał, że w tym roku największym zagrożeniem dla pokoju na świecie nie jest ani dżihad, ani agresywna polityka Putina, tylko „pusty sojusz", jaki tworzą w ramach NATO USA i kraje Europy, a zaraz potem wewnętrzne konflikty między krajami „28", które mogą rozsadzić samą Wspólnotę.

– Obawiam się o Unię, bo to nasz najważniejszy sojusznik. Europa przechodzi fundamentalny kryzys: dwa największe osiągnięcia integracji – wspólna waluta i otwarte granice – są podważane. Czy Unia przetrwa, jeśli polegną te dwa projekty? To podstawowe pytanie – mówiła niedawno „Rz" Karen Donfried, która do 2014 r. była głównym doradcą ds. europejskich Baracka Obamy, a dziś jest dyrektorem German Marshall Found.

Fatalny dla Unii ciąg zdarzeń może ruszyć 23 czerwca, gdy Brytyjczycy zdecydują w referendum, czy pozostać we Wspólnocie. Na razie sondaże nie są zachęcające: zdaniem „Daily Telegraph" 51 proc. respondentów chce pozostania Królestwa we Wspólnocie, a 49 proc. jest temu przeciwnych. Obóz zwolenników integracji nie może się podnieść po podwójnym ciosie, jaki otrzymał David Cameron. Premier nie tylko nie wywalczył w lutym od Unii żadnych znaczących ustępstw w sprawie warunków członkostwa, ale też dwa miesiące później okazało się, że sam blokował próby Brukseli poddania kontroli funduszy offshore, bo korzystał z takiego funduszu założonego w Panamie przez swojego ojca.

Obama chce mimo to stanowczo poprzeć Camerona, sygnalizując, że jeśli Zjednoczone Królestwo pozostanie poza Wspólnotą, straci na znaczeniu w oczach Waszyngtonu. Ale zadanie prezydenta jest trudne.

– Nie będzie ukrywał swojej opinii, ale wypowie ją, tylko kiedy go będą o to pytali – zapowiedział Benjamin Rhodes, zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa USA.

Ryzykowny krok i zawiedzione nadzieje

Blisko 100 eurosceptycznych członków Izby Gmin opublikowało list, w którym mocno krytykuje Obamę za „mieszanie się w wewnętrzne sprawy innego państwa".

– To jest najbardziej antybrytyjski prezydent USA od dziesięcioleci – oświadczył lider Partii Niepodległościowej Zjednoczonego Królestwa (UKIP) Nigel Farage.

Obama najpewniej poprze obóz przeciwników Brexitu w czasie konferencji prasowej w piątek po obiedzie wydanym z okazji 90. urodzin Elżbiety II.

– Mam wątpliwości, czy prezydent zdoła znacząco zmienić nastawienie brytyjskiej opinii publicznej wobec integracji. Rosnący eurosceptycyzm to część znacznie szerszego zjawiska, które widać także choćby w Polsce – mówi „Rz" Iain Begg, profesor London School of Economics.

W przeddzień wizyty Obamy otwarty list do Brytyjczyków opublikowało ośmiu byłych sekretarzy skarbu USA służących w administracji od czasów George'a Nixona. Tak poważne autorytety jak Lawrence Summers czy Timothy Geitner ostrzegają, że wyjście Wielkiej Brytanii z Unii byłoby „ryzykownym posunięciem", a kraj mógłby latami negocjować nowe umowy o handlu ze Wspólnotą i resztą świata.

Najnowszy sondaż waszyngtońskiego instytutu analitycznego Pew pokazuje, że Obama wciąż cieszy się estymą wśród Brytyjczyków: 76 proc. ma o nim dobre zdanie. Ale prezydent zrobił też wiele, aby zawieść nadzieje, jakie wiązali z nim Europejczycy.

– Jego największe zaniechania odnoszą się do bezpieczeństwa. Gdyby Ameryka była bardziej aktywna w Syrii i – szerzej – na Bliskim Wschodzie, nie byłoby kryzysu uchodźców. Od dziesięcioleci nie było też prezydenta USA, który w takim stopniu ustępował Rosji, a to postawiło Angelę Merkel przed ogromnym wyzwaniem utrzymania jednomyślnego stanowiska Unii wobec Moskwy – wskazuje prof. Begg.

Oliwy do ognia dolał sam Obama, zarzucając Cameronowi i Nicolasowi Sarkozy'emu w niedawnym wywiadzie dla „The Atlantic", że przez nieodpowiedzialną interwencję w Libii pogłębili destabilizację świata arabskiego. Tak jakby on sam dla tej stabilizacji mocno się zaangażował.

Nie tylko Londyn

Ale dla Białego Domu kluczem do uratowania Unii jest też wzmocnienie pozycji Merkel, która została osłabiona napływem uchodźców i rosnącym uzależnieniem w tej sprawie od autorytarnego prezydenta Turcji Recepa Erdogana.

Gdy latem 2008 r., jeszcze przed objęciem najwyższego urzędu w państwie, Obama wygłosił przemówienie przed Bramą Brandenburską, oklaskiwało go 200 tys. rozentuzjazmowanych berlińczyków. Teraz nastroje nad Szprewą są zupełnie inne: zdaniem Pew tylko 50 proc. Niemców pozytywnie ocenia Obamę, a 45 proc. ma o nim złą opinię. Taki jest skutek m.in. skandalu z podsłuchiwaniem przez Narodową Agencję Bezpieczeństwa telefonu kanclerz, ale także wrażenia, że koncentrując się na Azji, prezydent USA zaniedbał Europę. Mimo wszystko Obama spróbuje pomóc Merkel.

– Kanclerz Merkel wykazała się przywództwem w czasie kryzysu imigrantów i prezydent ją za to pochwali – zapowiada dyrektor ds. europejskich w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa Charles Kupchan.

Przywódcy obu krajów już porozumieli się przed lipcowym szczytem NATO w Warszawie w sprawie „wzmocnienia flanki wschodniej" bez „prowokowania" Rosji.

– Tu nie będzie chodziło o stałe bazy, tylko o zapewnienie inteligentnej mobilności wojsk – zapowiedziała już minister obrony Ursula von der Leyen, jawnie lekceważąc postulaty Polski w tej sprawie.

Ale znacznie poważniejszy test transatlantyckich relacji czeka Obamę w poniedziałek, gdy będzie otwierał wraz z Merkel międzynarodowe targi w Hanowerze. Przy tej okazji przywódcy obu krajów mają zdynamizować negocjacje dotyczące ustanowienia Transatlantyckiego Partnerstwa na rzecz Handlu i Inwestycji (TTIP), projektu, który jeśli nie zostanie sfinalizowany za kadencji obecnego prezydenta, może trafić do kosza.

Opór po obu stronach Atlantyku jest jednak ogromny. Do tego stopnia, że Francja zagroziła wycofaniem się z negocjacji, jeśli w najbliższym czasie europejskie postulaty, np. w sprawie dostępu do zamówień rządowych w USA dla unijnych firm, nie zostaną spełnione. François Hollande obawia się, że podpisanie TTIP jeszcze bardziej ograniczy jego szanse na reelekcję wiosną przyszłego roku. Proamerykanizm nie jest w dzisiejszej Europie receptą na wyborczy sukces.

To nie są tylko złe przeczucia prezydenta. Eurasia Group, jeden z głównych ośrodków analitycznych w Ameryce, uznał, że w tym roku największym zagrożeniem dla pokoju na świecie nie jest ani dżihad, ani agresywna polityka Putina, tylko „pusty sojusz", jaki tworzą w ramach NATO USA i kraje Europy, a zaraz potem wewnętrzne konflikty między krajami „28", które mogą rozsadzić samą Wspólnotę.

– Obawiam się o Unię, bo to nasz najważniejszy sojusznik. Europa przechodzi fundamentalny kryzys: dwa największe osiągnięcia integracji – wspólna waluta i otwarte granice – są podważane. Czy Unia przetrwa, jeśli polegną te dwa projekty? To podstawowe pytanie – mówiła niedawno „Rz" Karen Donfried, która do 2014 r. była głównym doradcą ds. europejskich Baracka Obamy, a dziś jest dyrektorem German Marshall Found.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788