To nie są tylko złe przeczucia prezydenta. Eurasia Group, jeden z głównych ośrodków analitycznych w Ameryce, uznał, że w tym roku największym zagrożeniem dla pokoju na świecie nie jest ani dżihad, ani agresywna polityka Putina, tylko „pusty sojusz", jaki tworzą w ramach NATO USA i kraje Europy, a zaraz potem wewnętrzne konflikty między krajami „28", które mogą rozsadzić samą Wspólnotę.
– Obawiam się o Unię, bo to nasz najważniejszy sojusznik. Europa przechodzi fundamentalny kryzys: dwa największe osiągnięcia integracji – wspólna waluta i otwarte granice – są podważane. Czy Unia przetrwa, jeśli polegną te dwa projekty? To podstawowe pytanie – mówiła niedawno „Rz" Karen Donfried, która do 2014 r. była głównym doradcą ds. europejskich Baracka Obamy, a dziś jest dyrektorem German Marshall Found.
Fatalny dla Unii ciąg zdarzeń może ruszyć 23 czerwca, gdy Brytyjczycy zdecydują w referendum, czy pozostać we Wspólnocie. Na razie sondaże nie są zachęcające: zdaniem „Daily Telegraph" 51 proc. respondentów chce pozostania Królestwa we Wspólnocie, a 49 proc. jest temu przeciwnych. Obóz zwolenników integracji nie może się podnieść po podwójnym ciosie, jaki otrzymał David Cameron. Premier nie tylko nie wywalczył w lutym od Unii żadnych znaczących ustępstw w sprawie warunków członkostwa, ale też dwa miesiące później okazało się, że sam blokował próby Brukseli poddania kontroli funduszy offshore, bo korzystał z takiego funduszu założonego w Panamie przez swojego ojca.
Obama chce mimo to stanowczo poprzeć Camerona, sygnalizując, że jeśli Zjednoczone Królestwo pozostanie poza Wspólnotą, straci na znaczeniu w oczach Waszyngtonu. Ale zadanie prezydenta jest trudne.
– Nie będzie ukrywał swojej opinii, ale wypowie ją, tylko kiedy go będą o to pytali – zapowiedział Benjamin Rhodes, zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa USA.