Unia Syjonistyczna, czyli sojusz wyborczy Partii Pracy i ugrupowania Hatnuah, miał ograniczone szanse na zwycięstwo wyborcze w kwietniowych wyborach do Knesetu. Po rozpadzie nadzieje opozycji wyglądają jeszcze gorzej. A to otwiera drogę do kolejnego zwycięstwa wyborczego prawicowemu blokowi Likud oraz jego liderowi premierowi Beniaminowi Netanjahu. Ale w Izraelu nic nigdy nie jest do końca przesądzone.
Pewna jest jedynie data przedterminowych wyborów ustalona w ubiegłym tygodniu na 9 kwietnia. Cipi Liwni, przywódczyni Hatnuah i była szefowa izraelskiego MSZ, nalegała na stworzenie szerokiego bloku partii centrowych i lewicowych, który byłby w stanie pokonać Likud. Szef Partii Pracy Awi Gabbaj uznał, że jest to intryga mająca na celu utworzenie konkurencyjnego bloku, i zerwał współpracę z Liwni.
Równocześnie dwoje ministrów rządu Netanjahu, edukacji – Naftali Bennett, oraz sprawiedliwości – Ajelet Szaked, opuściło szeregi religijno-nacjonalistycznego Żydowskiego Domu, tworząc partię o nazwie Nowa Prawica. Nowa, a więc zwiększająca dystans do Likudu.
Na tym nie dość. Powstała też nowa partia z byłym szefem sztabu armii na czele o nazwie Hosen Israel (Odporność Izraela).
Z sondaży wynika jednak, że Likud ma szanse na utrzymanie swej dominującej pozycji na scenie politycznej i na 27–30 mandatów w nowym parlamencie. Obecnie ma 30 mandatów i czterech koalicjantów. Partia wspierana przez imigrantów rosyjskojęzycznych Nasz Dom Izrael opuściła niedawno koalicję, co zmniejszyło większość rządową do jednego mandatu. W rezultacie kolejnych tarć w rządzie doszło do rozwiązania parlamentu. Wybór daty przedterminowych wyborów należał do premiera.